Wczoraj był szalenie emocjonujący dzień. Na ulicach, w sercach, w umysłach. W czwartek wybuchło powstanie kobiet. W następnych dniach ogarnęło już cały kraj i zdominowało nasze życie. „Warszawskie dzieci pójdziemy w bój” wróciło mi przed oczy, gdy teraz, nad ranem, przejrzałem obrazy z Krakowa, Poznania, Wrocławia, Katowic, Gdańska, Białegostoku, Nowego Dworu Gdańskiego, Torunia, Rzeszowa, Błoń, dziesiątek, jeżeli nie setek innych miejsc…. W Warszawie, ostatnie kadry nad ranem zrobiono sprzed komisariatu na Wilczej.
Jeżeli mamy problem ze zrozumieniem emocji prowadzącej do wybuchu, emocji której nie można opanować i wstrzymać – może tak jak w sierpniu 44 roku? – pomyślałem i się przestraszyłem samej myśli – to teraz, choć w z nieporównywalnych powodów i o skrajnie odmiennym charakterze uczestniczymy znowu w powstaniu, które wybucha wbrew okolicznościom, które przyniesie zwiększoną liczbę ofiar, tym razem ofiar śmiertelnej zarazy. Powstaniu, które niosą na swych barkach młode kobiety, młodzi w szczególności. W którym chodzi znowu o wolność, które jest przeciwko okupantom, którzy tę wolność ograniczają, którzy nas nie szanują, poniżają swoimi działaniami, słowami, planami… Umrą przede wszystkim inni, najstarsi i schorowani. Jak ludność cywilna w 44.
To wszystko jest piękne, heroiczne, budzi podziw, ale jest tragiczne przede wszystkim. Pamiętajmy o tym, gdy w emocjonalnych rozmowach politykujemy, kreślimy plany na kolejne dni wbrew okolicznościom, jak zwykle im na przekór. Nie wiem, co będzie dalej z powstaniem. Czy wygramy, czy wygrają oni. A jak ktoś myśli, że wie, to i tak i tak nie zatrzyma biegu zdarzeń. To się już stało.
Rzeczywiste i konkretne będą ilość zgonów i zakres epidemii, przyspieszona niewydolność szpitali, ponad siły praca medyków. Choroba i śmierć nie będzie wybierać. Konkretna jest odpowiedzialność tych, którzy dla swoich partykularnych, skierowanych przeciwko nam celów zmusili ludzi do ryzyka i ofiary. Jak napisałem w poście Facebooku w piątek… Wiedzieli, wiedzieli skurwysyny!