Jesteśmy od tygodni głównie w swoich domach, mieszkaniach (ci w domach z pięknym widokiem i ogrodem mają o wiele lepiej, wiem co mówię, bo mam taki dom pod Krakowem a teraz jestem w „czterech ścianach” w Warszawie i opiekuję się rodzicami). Jesteśmy z rodzinami, niektórzy sami, tych jest też dużo. Nie robimy tego co zwykle; siedzimy zamknięci, patrzymy na ten sam widok zza okna i myślimy głównie o sobie, o najbliższych i przede wszystkim o epidemii. Zastanawiamy się, czy nasze państwo wytrzyma tę próbę, jak inni to przeżyją, ale najczęściej myślimy, jak zamknięci w klatkach o swoim kawałku podłogi.
Mimo telewizji, którą pewnie podobnie jak ja i inni mają stale włączoną i która (choć nieproporcjonalnie mało) przekazuje informacje o tym, co w świecie, zapominamy, że ten marny los dzielimy z miliardami innych, podobnych nam rozrzuconych po wszystkich kontynentach. Pamiętajmy, że nie jesteśmy pępkiem świata, że we Francji dzisiaj umarło ponad 1000 chorych (w Polsce kilka osób), że są miasta we Włoszech, gdzie każda rodzina straciła już co najmniej jedną, dwie osoby z grona swoich najbliższych i że nie mogli ich nawet pożegnać. W Lombardii odchodzi dwa-trzy razy więcej ludzi dziennie niż zwykle. A Nowy York? Stolica świata, gdzie szpitale pękają w szwach, zmarłych wywozi się w chłodniach, w wielkich ciężarówkach. A małe, zagubione miasteczko w centralnej Hiszpanii, Amsterdam, Lubeka, czy alpejska wioska w czystej i porządnej Szwajcarii?
Bardzo brakuje mi refleksji o nas jako o wspólnocie ludzi. Mówimy i myślimy głównie o sobie, choć jak pisał w duchu ewangelicznym Miłosz w „Świat. Poema naiwne” w 42 roku: miłość to znaczy spojrzeć na siebie / tak jak się patrzy na obce nam rzeczy / bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu (…). Cytuję z pamięci.
Brzęczy telewizor z charytatywnym „Koncertem dla Bohaterów”. Świetne wykonanie „Imagine” Johna Lennona przez Kasię Stankiewicz. Wpłaciłem pieniądze na pomoc dla medyków, ale nie usłyszałem żadnego zdania, nie spotkałem żadnej refleksji, że to nie tylko nasz, Polaków problem. Tak jakby świat składał się z miliardów osobnych kawałków podłogi. Skończę też Miłoszem z wiersza, którego początek przywołałem jako motto do mojego pisania na tym blogu. „Rady” Czesław Miłosz, ostatnie 3 wersy:
„(…) Jest bardzo dużo śmierci i dlatego tkliwość / dla warkoczy, spódnic kolorowych na wietrze, / łódeczek papierowych nie trwalszych niż my sami… „