2020. To nie był dobry rok. Przynajmniej w swoim globalnym, publicznym i polskim wymiarze. Zapewne w sferze prywatnej układało się różnie i wiele osób, oby jak najwięcej, będzie miało dobre wspomnienia, ale ogólnie, żegnam go bez żalu. Oby odszedł i przyszły był o wiele przychylniejszy dla nas. Było zbyt dużo śmierci, bardzo blisko, blisko i dalej, coraz dalej… Lodowce topnieją, jest stale coraz cieplej, choć mówiliśmy o tym mniej, bo pandemia opanowała nasze życie i zdominowała i ograniczyła wszelkie aktywności. Był to kolejny rok kłamstwa w sferze publicznej, mam wrażenie, że coraz bardziej intensywnego. Był to rok zbiorowej i indywidualnej samotności, obyśmy się do niej nie przyzwyczaili. Jest takie niebezpieczeństwo. Ale…
Był to też rok rodzącej się nadziei. Przede wszystkim szczepionka, współpraca ludzi, ich wiedza i możliwości technologiczne i organizacyjne. Unia Europejska i wygrana Bidena w Stanach Zjednoczonych. U nas emancypacja kobiet, młodych ludzi, czarny sen uzurpatorów. Kilka naprawdę dobrych i ważnych książek. Choćby ostatnie; Shoshany Zuboft „Wiek kapitalizmu inwigilacji…”, „Wieczne strapienie” Jacka Leociaka, Parkera o XVII wieku „Globalny kryzys”, eseje Olgi Tokarczuk czy niewydana jeszcze powieść Andrzeja Horubały „Smoleńska wdowa”. Ludzie myślą i to nie jest prawda, że stają się manipulowaną masą zagubionych i zapatrzonych w siebie jednostek. Takie doświadczenie płynie z naszych zbiorowych i indywidualnych zachowań cokolwiek o tym sądzą propagandyści czy skrajni pesymiści, których teraz jest więcej niż zwykle.
2021. Jaki będzie? Nie wiem. Może być lepszy, są na to przesłanki, ale może być jeszcze gorszy i takie scenariusze też są bardzo prawdopodobne. Ale nie jest tak, że to od nas nie zależy. Tego wszystkim Wam życzę, tej świadomości, która pozwala ludziom stale się rozwijać, pokonywać przeciwności, czerpać radość z życia i bycia z innymi, dla innych…
Efekt motyla.