Wysłuchałem Kaczyńskiego i przeczytałem szczegóły planu „Polski ład”. Podobno ma być on zrealizowany błyskawicznie. Jeżeli tak, to do końca roku trzeba będzie przygotować i przegłosować w parlamencie, Sejmie i Senacie, jak szacują eksperci blisko 30 ustaw. Niedługo zaczną się wakacje. Wszystko, jak zwykle odbędzie się w wielkim pospiechu, z błędami, bez debaty, bez dyskusji z zainteresowanymi stronami, bez uwzględnienia opinii i ocen eksperckich… czeka nas pewnie kolejny dowód na zwycięstwo PiS-u nad demokratycznym „immobilizmem”, jak to nazywa Kaczyński, i krok w kierunku… No, właśnie? Czego?
Zanim spróbujemy sobie odpowiedzieć na te pytania trzeba jednak pamiętać, że ten „Polski ład” w rozumieniu PiS to nie jest ich pierwszy krok, że rządzą już 6 lat. Od kilku lat, doświadczamy to boleśnie, jest już wprowadzany… ich „ład” i jak na razie jest to konstrukcja oparta o; łamanie konstytucji, zniesienie trójpodziału władz, zniesienie równości stron w wyborach (przewaga finansowa i medialna partii rządzącej). bezkarność rządzących, partyjną prokuraturę, korupcję i nepotyzm na niespotykaną do tej pory skalę, propagandę i kłamstwo w partyjnych mediach kiedyś będącymi mediami publicznymi. Powinniśmy mieć to stale przed oczami, gdy popatrzmy na cele, które sobie rządzący postawili, może nie tyle formułując a uzupełniając swój „ład dla Polski” o nowe elementy. Spójrzmy na to komplementarnie, bo tego wymaga dyscyplina intelektualna.
Pierwsze, co się narzuca patrząc chociażby na formę prezentacji, telewizyjnego, politycznego show, to początek kampanii wyborczej rządzącej partii. Porównując „Polski ład” z programem „Odpowiedzialnego rozwoju” ogłoszonego w 2016 roku przez wtedy wicepremiera Morawieckiego, którego żaden z punktów nie został zrealizowany, widać wyraźną różnicę. Tamten niezrealizowany program był dość ambitnym, spójnym choć jedynie opartym na ogólnych hasłach wytyczeniem kierunku rozwoju kraju. Wywołał dość ciekawą dyskusję, zebrał niezłe recenzje. Dziś mamy do czynienia z konkretną, bez alternatywną ofertą rządzącej partii skierowaną do swojego elektoratu i z jakimkolwiek „programem rozwoju” nie ma ona nic wspólnego i żadna debata nie jest przewidziana. Nawet o tym nie wspominają. Cel przedstawionych punktów programu jest jasny choć domyślny – zwycięstwo w wyborach i ugruntowanie swojej władzy. Ale nie tylko. Będzie to miało swoje dalekosiężne, poważne konsekwencje w strukturze i mentalności społecznej. Dopełni odejście od systemu demokratycznego (uzależnienie ludzi od władzy) i stopniowe upaństwowienie (upartyjnienie) gospodarki. Pozorne znoszenie tzw. „nierówności społecznych” w systemach niedemokratycznych (tzn. podatki i inne zasady polityki społecznej nie są wynikiem debaty parlamentarnej, w świecie idealnym debaty publicznej i stanowią rodzaj akceptowanej „umowy społecznej”, ale są narzucone przez władzę, by sobie „kupić poparcie” „swojego elektoratu” kosztem „innych, obcych, wrogich” i „rządzić i dzielić”, by władza czerpała z tego korzyści, są formą przemocy.) prowadzi do uniformizacji ludzi, wzbudza apatię, tworzy ograniczenia aspiracji nie do przekroczenia. Potęguje demoralizacje, lenistwo i wzajemną niechęć.
Dzieje się to stale, krok po kroku, w sposób dla wielu niewidoczny. To co dziwiło i wzbudzało opór i wzburzenie po 2-3 latach staje się „normalne”,wręcz akceptowane, jak codzienność, wobec kolejnych posunięć, kiedyś niewyobrażalnych. Najpierw 500+ dla wszystkich, bez ustalenia realnych celów i wynikających z nich elementarnych „oczekiwań” od beneficjentów, wliczania tych pieniędzy do dochodu, uwzględnienia w pozostałych elementach „polityki społecznej”, przez „drugą”, „trzecią” i dalej emeryturę (jak „trzynastki”, „czternastki”, „piętnastki” dla uprzywilejowanych grup pracowników) burzącą dotychczasowy system emerytalny (otrzymujesz tyle ile „odłożysz”) zamiast uaktualnić, dostosować do rzeczywistości przepisy rewaloryzacji emerytur w związku z inflacją (wartością pieniądza), wysokością zarobków, wynagrodzeniem minimalnym czy progiem ubóstwa i wzrostem lub stagnacją czy spadkiem wzrostu gospodarczego… Podobną metodą, krok po kroku, zniszczono trójpodział władz, znaczenie i zasadę bezwarunkowego przestrzegania konstytucji, upartyjniono gospodarkę, wojsko, policję. Wszystko po to, by służyło władzy, jej zdobyciu, bezkarnego używania i utrwalania. Nie w celu dążenia do budowania „dobra wspólnego”, bezpieczeństwa i dobrobytu wolnych obywateli, podmiotu praw, ale odwrotnie, by znieść zasady demokratyczne i zapewnić „sobie” władzę na jak najdłuższy czas.
To jest chyba najważniejsze. Alekxis de Tocqueville pisał, że demokracja kończy się wtedy, gdy rządzący kupują dla siebie poparcie za pieniądze publiczne. W programie PiS-u nie chodzi w ogóle o „dobro wspólne”, „pomyślność kraju”, rozwój Polski tylko o władzę – wygranie kolejnych wyborów. „Polski ład” to przede wszystkim program służący kupieniu za publiczne pieniądze poparcia i w efekcie głosów swojego elektoratu poszerzonego o inne grupy społeczne, dla których bezpośrednie, miesięczne, „gotówkowe” transfery pieniędzy do ich kieszeni są/mogą być najważniejszym kryterium wyboru. Takich z pewnością jest wiele, z lewej strony, z centrum i z prawej, z poglądami lub bez. PiS zwraca się do „swoich”, by osiągnąć cel.
Program PiS w dłuższej perspektywie poszerza (i tak szeroki) krąg ludzi bezpośrednio zależnych od państwa w sposób determinujący ich życiowe wybory. Bezpośrednio uderza w budowaną z nadzieją na przyszłość przez ostanie dekady, nadal „rodzącą się” klasę średnią i grupę małych i średnich przedsiębiorców. W konsekwencji tłumi wolność i możliwości realizacji indywidualnych i zbiorowych aspiracji, gdy nie są one zbieżne z „linią partii” i nie stanowią ich społecznego zaplecza politycznego.
Program PiS potęguje i utrwala na dobre proces centralizacji państwa i jego dominacji nad coraz szerszymi obszarami ludzkiej aktywności. Dominującą sferą gospodarki staje się gospodarka upaństwowiona (upartyjniona) kosztem marginalizacji sektora prywatnego, głównie małych i średnich przedsiębiorstw. Odwrócono wektory – system miał sprzyjać przedsiębiorczości, teraz ma zwiększać liczbę osób zależnych finansowo od państwa (partii). Jeżeli w programie jest mowa o inwestycjach to tylko o wielkich, państwowych w większości finansowanych przez Unię. Inwestycje i kapitał prywatny w programie nie istnieją. „Polski ład” PiS-u równolegle z tym uderza z całych sił w niezależny, konstytucyjnie chroniony samorząd terytorialny a konkretnie w podstawy jego finansowania poprzez konsekwentne zmniejszanie ich dochodów własnych i w efekcie uzależnienie ich od „woli politycznej” rządzącej partii, czy przekażą dotacje, sfinansują „centralnie” czy nie. A samorząd w Polsce, właśnie samorząd a nie centralny rząd ma ilościowo i jakościowo największy wpływ na jakość naszego życia. Czy w Warszawie czy w Pcimiu samorząd zajmuje się sprawami, które nas bezpośrednio dotyczą. Od oświaty, służby zdrowia, jakości powietrza, kultury, możliwości gospodarczych, kin, autobusów i tramwai, sportu i wesel po pogrzeby. Wszystkie zmiany wprowadzane przez „polski ład” PiS-u ograniczają środki wpływające do naszej samorządowej kasy a my się cieszymy „że będzie nam lepiej”, bo malutka część wpadnie do naszej kieszeni. W konsekwencji jest to powrót do systemu bliskiego PRL w zakresie polityki społecznej, gospodarki i samorządu terytorialnego.
W zakresie tzw. nadbudowy (tożsamości, jak nazywa to Kaczyński) w programie czytelne jest odwołanie się do tradycyjnie katolickiej ideologii nacjonalistyczno-populistycznej (socjalistycznej), pogłębianie sojuszu partii z instytucjonalnym kościołem oraz poprzez przemilczenie utrzymanie tendencji antyunijnych i dezintegracyjnych. Dumna i wielka Polska Kaczyńskiego przypomina tę sanacyjną sprzed wybuchu II wojny światowej. Stwarza to dość oryginalny, ale skuteczny, jak widać mariaż peerelowskiej struktury społeczno-gospodarczej z sanacyjnymi aspiracjami przedwojennej władzy.
Program z pozoru, z ekranu z prezentacją w power poincie wygląda atrakcyjnie; obniżenie danin dla państwa, kwota wolna od podatku blisko dziesięciokrotnie wyższa, więcej pieniędzy na ochronę zdrowia i mieszkalnictwo, centralne dofinansowanie kredytów dla najmniej zarabiających. Wiele osób będzie klaskać. Ale gdy spojrzymy na to z bliska to służbę zdrowia ma uzdrowić liniowa 9% składka dla wszystkich osiągających dochód, której nie można odliczyć od podatku i która uderzy po kieszeni wszystkich ludzi zarabiających powyżej średniej krajowej znosząc dla nich korzyści wynikające z większej kwoty wolnej od podatku (dla przedsiębiorców to będzie wzrost kilku albo nawet kilkunastokrotny, emerytom też się „nie upiecze”) a dofinansowanie przez państwo kredytów spowoduje wzrost cen mieszkań (zwieszony popyt) i zysków banków oraz uwięzi ludzi w wieloletnich zobowiązaniach hipotecznych ograniczając ich mobilność i możliwości wyboru. Na komunalne, samorządowe mieszkania na wynajem miejsca w planie nie ma.
Wiemy, że polski system podatkowy, system świadczeń społecznych, przeróżne zasiłki, 500+, sposób finansowania służby zdrowia jako całość jest zły, do naprawy lub zmiany, bo jest skomplikowany, kosztowny, niesłychanie wręcz chaotyczny, często sprzeczny i z całą pewnością nie realizuje celów, które były podstawą jego rozciągniętego w czasie uzupełniania, ciągłego zmieniania, w efekcie komplikowania. „Polski ład” właściwie komplikuje go jeszcze bardziej, bo po pierwsze jego celem nie jest „porządkowanie systemu” a tym bardziej nie jest realizacja społecznie istotnych celów, np. wyższy poziom usług publicznych, edukacji, ochrony zdrowia czy skutecznego poziomu świadczeń publicznych. Nie spowoduje również deklarowanego „wyrównania nierówności” czy „sprawiedliwego i proporcjonalnego” rozłożenia obciążeń i świadczeń. Cel podstawowy to kupienie głosów przez rządzącą partię i pauperyzacja grup społecznych, które nie składają się na ich elektorat. To jest „grzech pierworodny” tego programu.
Drugi, w moim odczuciu w pełni go dyskwalifikujący (choć prawie nieobecny w licznych zdaniach krytycznych) to zniesienie przez PiS zasad demokratycznej debaty i brak możliwości parlamentarnej i szerszej dyskusji, by nowe zasady były efektem nowej umowy społecznej, co do celów i sposobów porządkowania systemu finansowania ustalonych zadań i obowiązków państwa. Bez demokracji w jej podstawowym znaczeniu (udział obywateli w sprawowaniu władzy) po prostu nie da się pogodzić sprzecznych racji, uzasadnionych kompromisów i rzeczywistej odpowiedzi na wyzwania współczesności. W mojej opinii jest to sprawa pierwszorzędnej wagi. Chodzi o to, by poprzez rzeczywistą reprezentatywność zróżnicowanych racji w ramach systemu istniała możliwość zawarcia służącego ogółowi kompromisu. Taki system teraz w Polsce nie funkcjonuje. Inaczej mówiąc aby można było zawrzeć „nową umowę społeczną” co do celów państwa i sposobu ich finansowania trzeba po pierwsze wrócić/zbudować na nowo demokratyczne państwo prawa, które zapewni rzeczywistą, adekwatną dla struktury społecznej i współczesności reprezentacje zróżnicowanego, podmiotowego społeczeństwa obywatelskiego. To bardzo ważne, wręcz fundamentalne. Autorytaryzm PiS-u jest tego zaprzeczeniem, partie opozycyjne nie są reprezentatywne i nie są w stanie spełnić tych zadań…
Polacy w znakomitej większości nie znają i nie rozumieją struktury systemu podatkowego. Patrzymy „na swój kawałek podłogi”, swoje „brutto i netto”, robiąc zakupy nie zwracamy uwagi na VAT i akcyzę, dziennikarze i politycy mówią o tym rzadko z ochotą przechodząc na stronę swoich sympatii politycznych czy ideologicznych ograniczeń. Padają setki słów a brak merytorycznej debaty. W Polsce wpływy ze wszystkich podatków stanowią ok. 90% dochodów budżetu państwa. Dzielą się z grubsza na dwie grupy: podatki dochodowe i podatki pośrednie. Podatki od dochodów osób fizycznych do budżetu centralnego trafiają jedynie w 50% – druga połowa zasila dochody własne gmin (samorządów). Te drugie, pośrednie, przynoszą zasadniczo większe dochody i płacą je wszyscy; jest to przede wszystkim podatek VAT i akcyza. Łącznie to 70% wpływów podatkowych do budżetu. Dane za rok 2019: VAT – 180,9 mld. (ok. 50,% wszystkich wpływów podatkowych) i akcyza (np. prąd, paliwo, alkohol…) 72,4 mld. (ok. 20%). Podatek dochodowy (wszystkie „PIT-y”) od osób fizycznych to „tylko” 65,4 mld. (ok. 16% wszystkich wpływów). CIT, podatek dochodowy od osób prawnych to w 2019 roku wpływ do budżetu w wielkości 40,0 mld. (ok. 8%). Pozostałe wpływy podatkowe to: podatek od banków, podatek od gier, podatek od sprzedaży detalicznej i od kopalin – łącznie 8,5 mld. O tym, że dla rządzących obecnie najważniejsza jest konsumpcja i rosnące wraz z nią VAT i akcyza napiszę na końcu, ale teraz widząc tę strukturę wpływów staje się to jaśniejsze. Obniżenie realnego podatku dochodowego od osób fizycznych w połowie uderza we wpływy samorządów. Wróćmy do paradoksów systemu podatku dochodowego od osób fizycznych, które stanowią znakomite, realne, prawdziwe jak podatki, tło dla nowych propozycji PiS-u.
Jednym z PIT-ów od osób fizycznych jest PIT36L (tzw. liniowy – 19%) dla osób prowadzących działalność gospodarczą. W przywołanym 2019 roku w ramach tego podatku podatek do zapłacenia z deklaracji PIT36L (naliczony) miało 587 534 osoby. Tylko niecałe 590 tys.!!! Co to znaczy, gdy spojrzymy na to całościowo? Mianowicie tyle, że jest to „grupka” naprawdę nieliczna biorąc pod uwagę sumę wszystkich podatników (płatników) podatku dochodowego. W roku 2019 dochód do opodatkowania wykazało 24 103 183 osoby!!! Te 578 434 osoby w 2019 roku zapłaciło swojego „liniowego podatku” łącznie ponad 32 mld zł. (do budżetu państwa połowę tej sumy – ponad 16 mld). Cały dochód budżetu państwa ze wszystkich PIT-ów od wszystkich podatników przypomnę to 65,4 mld. Czyli ta „garstka” zapłaciła do budżetu prawie 25% całej sumy dochodów z podatku od ponad 24 mln podatników, osób fizycznych osiągających ewidencjonowane dochody. A biorąc pod uwagę całą populację to te 580 tys. osób to jedynie 1,5% ludzi, którzy wpłacili 25% zebranego przez państwo podatku dochodowego! Niski to, czy wysoki podatek? I to nie są sami milionerzy czy miliarderzy, bo tych jest o wiele mniej (osób, które osiągają dochód powyżej 1 mln. rocznie jest trochę ponad 40 tys.). I to oni właśnie, osoby prowadzące działalność gospodarczą są w ostatnich latach „pierwszymi do bicia” od prawa do lewa ku uciesze mas, że tworzą „nierówności”, że system jest „niesprawiedliwy”, gdy problem, jak widać, leży zupełnie gdzie indziej – w relatywnie wąskiej bazie osób aktywnych zawodowo (jedynie o. 17 mln ludzi na ok. 30 mln. powyżej 18 roku życia) i relatywnie niskie dochody, które w dużej mierze wynikają z niskiej wartości wykonywanej pracy oraz w rozwiązaniach systemowych, które z konsumpcji poprzez podatki pośrednie budują trzon dochodów państwa (60 – 70%).
Gdy spojrzymy z odpowiedniego dystansu na konkretne rozwiązania zaprezentowane przez PiS w ich „polskim ładzie” to widać bardzo wyraźnie, kto obiecane transfery gotówkowe ma sfinansować. Obniżenie podatków dla osób najmniej zarabiających i będących na utrzymaniu państwa w części opłacą trochę lepiej zarabiający (ci, którzy zarabiają ponad 6 tys. miesięcznie), ci najlepiej wykształceni, specjaliści o wysokich wynagrodzeniach i przede wszystkim przedsiębiorcy, drobni i średni (prowadzący działalność gospodarczą). W części zostanie to pokryte przez fundusze tak krytykowanej i negowanej Unii Europejskiej (wielkie, państwowe inwestycje) ale przede wszystkim finansowanie tego „ładu” ma zapewnić INFLACJA.
Widać wyraźnie, że rząd na dłużej chce utrzymać inflację na wysokim poziomie (4-5% i więcej). To dość przebiegły, sprytny i bardzo kosztowny plan. Sami sobie sfinansujecie tę „naszą” troskę o wasz los. Transfery pieniężne (kwota wolna od podatku) zapewnią istotne zwiększenie konsumpcji (osoby o niskich dochodach 100% pieniędzy wydają co miesiąc) a podporządkowany woli partii (albo nawet współtworzący tę wolę, być może autor pomysłu) NBP wbrew konstytucyjnemu obowiązkowi będzie nadal utrzymywał rażąco niskie stopy procentowe i osłabiał pieniądz, by on wartkim nurtem wracał do rządzących poprzez VAT i inne obciążenia podatkowe. Spadek wartości pieniądza (inflacja) zwiększa dochody państwa i jest ukrytym, ale realnie codziennie płaconym podatkiem tworzącym zabójczą dla gospodarki nierównowagę między wartością pracy – towarów i ilości pieniądza na rynku. W roku 2020 każde 10 000 naszych oszczędności przyniosło 380 zł. straty. W Polsce jest ponad 1,6 biliona złotych prywatnych oszczędności – to jest w roku 2020 ponad 60 mld. zł. straty, którą my wszyscy, głównie drobni ciułacze ponieśliśmy w zeszłym roku. To więcej niż roczny koszt programu 500+. Ale przecież nie zamożność i stabilność materialna obywateli jest celem – tylko głosy, jak najwięcej głosów, które zdobędą dzięki obietnicy przekazania ludziom ich własnych (lub innych, bliższych i dalszych sąsiadów) pieniędzy. Niestety, tak było i będzie, to ludzie nie zastanawiając się głębiej, jak o „chwilówkach”… lubią najbardziej…
W kraju na naszym poziomie zamożności to nie konsumpcja prywatna powinna być główną dźwignią gospodarki i rozwoju a słaby pieniądz i inflacja, co by nie wymyślać i nie próbować udowadniać nie buduje stabilności życia społecznego i gospodarczego. Nic nie zastąpi rzetelnej pracy, inwestycji i przedsiębiorczości ludzi. „Polski ład” nie temu służy. Odwrotnie, utrwala negatywne podziały społeczne i nierówności, zachęca do nowej, młodej fali emigracji, zniechęca do prowadzenia działalności gospodarczej lub przenoszenia jej za granicę. Nie stwarza klimatu do realizacji odważnych jednostkowych i zbiorowych planów, ale, jak pisałem na wstępie, jest komplementarny z budowanym od 2015 roku przez PiS państwem jednej, niealternatywnej władzy, która „rządzi i dzieli”, ale też wymaga bezkrytycznego poparcia. Plan temu właśnie służy.
niestety, państwo cofa sie do jakiejś hybrydy IIRP i PRL
PolubieniePolubienie