(foto Krytyka Polityczna)
Jesteśmy w przede dniu spełnienia deklaracji Donalda Tuska, co do jego powrotu do krajowej polityki. Wiele osób wiąże z tym nadzieję na oczekiwaną, konieczną zmianę, która pozwoli uruchomić społeczną, obywatelską energię i w efekcie uwolni naszą przyszłość od koszmaru pisowskiego zacofania.
Stałym wyróżnikiem naszej sytuacji jest stwierdzenie, że dotychczasowe mechanizmy i struktury demokratyczne wobec zachowań i reakcji społeczeństw masowych i rozwiniętych, profesjonalnych metod manipulacji ich zachowaniami, prowadzą miernoty na stanowiska a populistów i autokratów do władzy. To już brzmi jak banał, podobnie jak konsekwencje takiej sytuacji: zniesienie zasad demokratycznego państwa prawa zagrażające nam, obywatelom i naszym sojuszom, w efekcie bezpieczeństwu, utrwalanie władzy autokraty i jego monopartii, stopniowe ograniczanie naszych praw i wolności, społeczna apatia i dezintegracja. Postępujący marazm gospodarczy, krytyczny stan zindoktrynowanej edukacji, kultury, standardów w ochronie zdrowia. A wszystko zaczyna się od miernot z przerostem ambicji, przed którymi obowiązujący system nas niestety nie chroni a nawet odwrotnie, jak widać, promuje.
Takich miernot zresztą jest cała rzesza w tzw. partiach „liberalnych” czy szerzej „demokratycznych”. Tę kwadraturę koła jakoś trzeba rozwiązać w ramach demokratycznej ewolucji. Cieszą jakieś próby przeprowadzane na zachodzie, cieszy emancypacja kobiet, cieszy emancypacja merytorycznych grup środowiskowych, samorządowych, lokalnych czy mniejszości narodowych w Stanach, emancypacja kilku i jednopokoleniowych emigrantów i jakaś redefinicja „narodowości” na rzeczy „obywatelskości” wolnej od dyskryminacji „pochodzenia” czy „korzeni”. Kończy się dominacja „białych” w każdym już sensie anachroniczna i sprzeczna z deklarowanymi przez „białych” wartościami. W Unii Europejskiej też można zauważyć ewolucję w kierunku nowej reprezentatywności, przewagę argumentów merytorycznych nad ideologicznymi ble, ble, ble. U nas też przydałby się jakiś wstrząs obywatelski, jakiś nowy „Komitet Obywatelski” podobny do tego, który w 1989 roku zmiótł komunę i wprowadził ludzi „spoza polityki” do władzy… I reforma ustrojowa weryfikująca skrajnie szkodliwe ustawy o partiach politycznych, zwiększył kompetencje bezpartyjnych samorządów, upodmiotawiał naprawdę obywateli. Czy powrót Tuska to zapowiada?
Chciałbym. Chciałbym żeby rozumiał, że etap rządzenia ponad głowami obywateli, zintegrowanych grup środowiskowych, o zróżnicowanych poglądach, mających swoje racje i wiedzę, często przewyższającą innych w konkretnych specjalnościach, że rządzenie wymaga interdyscyplinarności, że świat stał się na naszych oczach zbyt skomplikowanym systemem, by jakaś partia, jakiś polityk i/lub grupa „polityków” z tą złożonością mogli sobie poradzić. Oczywiście, liderzy są potrzebni, w każdym elemencie tej złożonej struktury, ale praca winna być zespołowa a zdolność do budowania kompromisów jedną z cech wyróżniających ludzi, którzy do sprawowania władzy aspirują.
Europejskie doświadczenie Tuska pozwala mieć nadzieję, że on to rozumie. Aby odniósł sukces potrzebne jest i nasze zrozumienie „wymogów etapu” i też to, żebyśmy potrafili się realizacji tej zmiany domagać. Ktoś musi również skutecznie i szybko (bo straciliśmy już 6 lat i każdy następny jest też nie do odrobienia) naprawić nasze relacje sojusznicze i międzynarodowe. Tusk, co powinno dla wszystkich być oczywiste, jest najlepszym z możliwych wyborów w tym zakresie a zadanie jest cholernie trudne, bo straconego zaufania i wizerunku właściwie nie sposób zamazać. W tym kontekście głupawe są rozważania Tusk czy Trzaskowski, razem czy osobno… Ludzie z PO, inni o demokratycznych przekonaniach, my, popatrzmy, proszę, na to szerzej.
Musimy, to nasz obowiązek wobec przyszłości, zjednoczyć się i wymusić tę zmianę. Odsunąć PiS od władzy i ich rozliczyć a partiom nakazać otwarcie drzwi do polityki i rządzenia środowiskom i grupom, które mają do tego kompetencje i które muszą być uwzględnione, bo reprezentują opinię obywateli.