(foto Wyborcza)
Pojawiają się zarzuty, że powrót Tuska wzbudził przesadne emocje, że „obudził” jakieś religijno-mistyczne, złudne oczekiwania wśród członków i sympatyków PO czy KO, czy ogólnie zdeklarowanych „antypisowców”, że oto pojawił się człowiek, który „wszystko” załatwi, odwróci i będzie o.k. Że emocje zastępują rozum i analizę, bo Tusk nic ważnego nie powiedział, nie zapowiedział zmian, że zawiódł… A tak naprawdę, mówią przeciwnicy Tuska i/lub wieczni malkontenci, to ciągle ten sam Tusk i to jest tak naprawdę główny ich zarzut. Nie słyszałem innego. W dodatku nie mówią, co to znaczy. Nie mówią, co takiego „złego” dla Polski zrobił Tusk… Wszyscy wiemy, co zrobił „złego” dla nich. Wygrał z nimi w wyborach i rządził. W pewnym sensie zmarginalizował, co można uznać za zarzut, ale też trzeba przyznać, że jeżeli już, to wina leżała i leży po obu stronach. Po prostu wygrał i to wystarczy…
Powrót Tuska u jednych wzbudził euforię, innych wprowadził w stan lęku, zagrożenia i niepewności. Jedni poczuli wiatr w żaglach, drudzy stracili grunt pod nogami i gadają bez sensu. Tak właśnie wygląda nasza „dwubiegunowość” – od euforii do depresji.
Wczoraj rozmawialiśmy w większym gronie o „trzecim sektorze” (organizacje pozarządowe, lepiej społeczne, obywatelskie) w Polsce. Po blisko dwugodzinnej prezentacji wielu koncepcji, rozwiązań realizowanych to tu to tam za granicą i u nas prowadzących do rzeczywistego włączenia obywateli w proces podejmowania decyzji i rządzenia okazało się na koniec, że choć stowarzyszeń i fundacji jest w Polsce bardzo dużo to znakomita ich większość to jedynie kilka, kilkanaście osób, jeżeli w ogóle nie jedna aktywna. Taki kolos na glinianych nogach, choć obrośnięty dość bogatą literaturą i budzący w inteligenckich, młodych środowiskach nadzieję na zmianę. Na razie wypełnia lukę, pozór uczestnictwa, co w przypadku rządów PiS, populistycznych autokratów ma nawet wymiar groteskowy. O sprawach w Polsce decyduje w zasadzie jeden człowiek, zniesione zostały, choć kulawe, ale jednak, zasady parlamentaryzmu, kontroli społecznej władzy, instytucje publiczne stały się partyjne, jak za komuny a oni, idealiści i młodzi intelektualiści debatują, jak wybierać losowo ludzi i gdzie ich zebrać, by „autentyczni reprezentanci” zdecydowali, co zrobić ze zbliżającą się katastrofą klimatyczną. A konkret jest taki: petycje, np. o skandalicznym finansowaniu faszystów przez władzę z publicznych pieniędzy podpisuje jedynie niecałe 7 tys. ludzi! A wśród protestującej przed Sądem Najwyższym setki ludzi w sprawie odebrania immunitetu sędziemu, szanowanemu profesorowi UJ Włodzimierzowi Wróblowi nie widziałem i nie słyszałem jego studentów i żadnego transparentu z UJ! Pamiętacie samotne dwie dziewczyny z liceum przed sejmem w dwuosobowym proteście klimatycznym? To jest prawdziwa skala „obywatelskiego” zaangażowania. Jaka się narzuca konkluzja; „trzeci sektor” jest równie „zamknięty”, hermetyczny, wyalienowany, jak partie polityczne. Deklaracje „o otwarciu” w obu przypadkach są podobne.
Wracając do Tuska… Nie dziwię się zatem, że politycy sięgają po narzędzia wzbudzające choć chwilowy podziw czy uwielbienie, bo jedynie to oprócz strachu i zawiści trafia do łba większości odbiorców. To są reakcje, jak myślę, zaplanowane, wzbudzone świadomie… gdy ktoś mówi argumentami, programowo, „przemądrza się”, to ludzie odwracają się plecami, nie chcą słuchać, nie chcą o tym myśleć…. oczekują czegoś innego. Każda/każdy z nich swoje wie.
Spójrzmy na Hołownię, Kaczyńskiego, chwilowe uniesienie Biedronia… „Jarosław Polskę zbaw”, drugi wygląda jak i pewnie jest „telewizyjnym kaznodzieją” a trzeci, wiecznie uśmiechnięty „produkt marketingowy”, jak z reklamy „M&M” gdzie Jamajczyk doi wielbłąda i cieszy się z własnych słów, które są jak kolorowe czekoladki. I czy w takim gronie powinien się pojawić polityk, który powie coś więcej niż, że „nie ma miejsca na „ale” i po pierwsze trzeba wrócić do demokratycznego państwa prawa, do Europy, bo w Polsce panoszy się zło; kłamstwo, złodziejstwo, bezprawie?
Dziwi ambiwalencja prominentnych przedstawicieli „trzeciego sektora”, którzy jakby nie wiedzieli, żeby móc mieć jakiekolwiek realne efekty swojej działalności, by móc „uczestniczyć” i rozwijać się musi być stworzone do tego pole. Bez wolności nie ma partycypacji. Że w systemie niedemokratycznym nie ma miejsca na „trzeci sektor”. Może być to jedynie jakoś tam koncesjonowana atrapa, finansowana przez władzę grupka „pożytecznych idiotów”, ale nic więcej… Dziwi zatem to „ale”, które z ich strony pada właściwie w każdym zdaniu.
Razem do wyborów! Zostawmy te akademickie rozważania, domagajmy się połączenia sił. To apel do Tuska, do polityków i do ludzi z „trzeciego sektora”. Zostawmy „apolityczność” na boku, gdy czas wymaga „polityczności”, jak rzadko kiedy.