Nie rozumiem i jak obserwuję (przynajmniej w mojej „bańce środowiskowej”) inni też nie rozumieją a większość jeszcze oprócz tego jest okropnie wkurzona, że politycy demokratycznej opozycji wbrew logice ordynacji oraz zdrowemu rozsądkowi nie ogłosili jeszcze i nie pracują w ramach BLOKU DEMOKRATYCZNEGO, który zjednoczy ludzi i w sposób zdecydowany i jednoznaczny przeciwstawi się rujnującej Polskę i nasze bezpieczeństwo polityce Jarosława Kaczyńskiego i jego obskuranckiej partii. Nie rozumiem i mnie, jak wielu, ręce opadają.
W publikowanych sondażach widać wszystko jak na dłoni. Od lat. Istnieje stała, względna równowaga między PiS a resztą. Choć zwolenników partii demokratycznych jest „więcej” to partią, która ma największe poparcie jest „Zjednoczona prawica” Kaczyńskiego i nie trzeba być profesorem pięciu uniwersytetów, by wiedzieć, że opiera się to na liczącym 20-25% (może mniej, może więcej) tzw. „twardym”, zdeterminowanym i odpornym na wszystkie argumenty (w dodatku szczegółowo zbadanym i opisanym) elektoracie. Wiemy też (a to na lepsze się nie zmieni) w jaki sposób propaganda PiS-u oddziałuje na ludzi, jakie posiadają narzędzia w ręku, by to poparcie utrzymać a jakie „my” mamy trudności, żeby przełamać w tych środowiskach monopol informacyjno-propagandowy TVPiS i kościoła.
Co więcej wspomniane badania i zwykła obserwacja życia społecznego wskazują, że połowa Polek i Polaków w ogóle nie wykazuje zainteresowania życiem politycznym, odwróca się do niego plecami i nie zamierza wziąć udziału w wyborach. Nic szczególnie nowego, ale jak myślę, przez trwającą pandemię i wielkie zmęczenie trend ten jest i będzie tylko silniejszy. Możliwość ewentualnej większej mobilizacji, jeżeli nic się nie zmieni, ma z powodu struktury swojego poparcia i posiadanych narzędzi oddziaływania oczywiście PiS a rozdrobniona, konkurująca ze sobą o poparcie opozycja tylko może stracić w tej walce o frekwencję. Przy mniejszej frekwencji PiS zyskuje, bo ma swój twardy, odporny na wszelkie argumenty liczny elektorat.
Teza, że ludzie nie pójdą na wybory, bo nie ma „zróżnicowanej oferty” po stronie opozycyjnej jest po prostu w tej sytuacji aż tak absurdalna, że nie ma co z tym dyskutować. Zaprzecza logice i zdrowemu rozsądkowi. Tłumaczy jedynie partykularne interesy ludzi partii i partyjek a ich los, bez względu na to, co o sobie myślą, dla większości nie ma żadnego znaczenia. Odwrotnie, zniechęca to do nich i do wyborów i polityczności w ogóle.
Nie wiem, co oprócz megalomanii, przeceniania swojej roli i skrajnego egoizmu grupki partyjnych towarzyszy pozwalają sądzić, że ludzie w istotnej większości wolą zagłosować na zwalczających siebie Tuska, Hołownię, Kamysza, Czarzastego, Biedronia czy Zandberga niż na zjednoczony BLOK DEMOKRATYCZNY, który ma szansę odsunąć od władzy PiS. Choć warto przy okazji zaznaczyć, że Tusk jest z nich wszystkich najmądrzejszy, bo stoi twardo na nogach, ma stale wyciągniętą rękę i zaprasza do współpracy.
Konkurująca ze sobą o poparcie opozycja jedynie utrwali i wzmocni trend spadkowy frekwencji a nie powiększy „społecznego entuzjazmu”, co próbuje od lat (bezskutecznie, jak widać) wbrew wynikom sondaży wmawiać grupka „walczących o swoje” polityków i wspierający ich niektórzy publicyści czy opłacani przez ich sztaby „specjaliści” od marketingu politycznego.
Oprócz tego ordynacja, która przewiduje dodatkowe mandaty dla zwycięzcy wyborów… przypominam jedynie, że od 7 lat pozycję tę zajmuje PiS, choć chociażby suma poparcia dla PO i Polska 2050 ten ranking by zmieniła. Przeprowadzane co jakiś czas sondaże porównując „zjednoczoną opozycję” (w różnych konfiguracjach) ze „zjednoczoną prawicą” wskazują na przewagę tej pierwszej.
Ale to nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że po nieszczęściu, które na Polskę sprowadził Kaczyński konieczne jest zorganizowanie państwa „na nowo”. Wymaga to debaty. Debaty publicznej i parlamentarnej. Wymaga to czasu i przygotowania.
Muszą zatem zostać spełnione co najmniej trzy warunki: powrót do zasad demokratycznych czyli odsunięcie i rozliczenie PiS-u od władzy, zbudowanie „na nowo” demokratycznego państwa prawa i trzeci, przygotowanie się merytoryczne do tego koniecznego i oczekiwanego przedsięwzięcia.
Mamy w tym swoje dobre doświadczenia z historii, którą wiele osób pamięta. Pamiętacie stoliki tematyczne przy Okrągłym Stole? Praworządność, zdrowie, edukacja, gospodarka, polityka zagraniczna, Euro, samorządy, społeczeństwo obywatelskie, służba cywilna, transformacja energetyczna, działalność partii politycznych, rozliczenie PiS-u i inne… Mało? Właściwie zmienić „po pisie” trzeba prawie wszystko. Należy zostawić Konstytucję, by nie robić jeszcze większego bałaganu, mieć się na czym oprzeć i nie zaczynać wszystkiego od początku.
Czy zatem przygotowaniem gruntu do przeprowadzenia koniecznych zmian i korekt nie powinien być właśnie taki zorganizowany przez partie opozycyjne z udziałem przedstawicieli organizacji pozarządowych, społeczeństwa obywatelskiego BLOK DEMOKRATYCZNY, który weźmie się do pracy, zaprosi innych i przygotuje się do przejęcia władzy? Do wyborów jest ponad rok. Czy nie warto zająć się właśnie tym zamiast konkurować między sobą?
Z pewnością rzeczowa rozmowa o przyszłości (a nie konfrontująca „debata” kto jest „fajniejszy”, jak proponuje Tuskowi Hołownia, w której każdy en bloc może tylko przegrać) spotkałaby się z zainteresowaniem publicznym i pozwoliłaby opozycji przejąć inicjatywę polityczną. Wzmocniłaby zaangażowanie ludzi w sprawy publiczne i politykę, co z pewnością miałoby pozytywny wpływ na frekwencję i wynik wyborów a przede wszystkim byłoby punktem wyjścia do przemyślanych, konkretnych działań po zmianie władzy. Nie rozumiem, dlaczego tego jeszcze nie robią?
Jeżeli partie demokratyczne i ich liderzy wiedzą, co jest prawdopodobne, że są „skazane” na koalicję, ale mają jeszcze na to czas a teraz najważniejsze jest „wyrywanie” między sobą poparcia, by w momencie „dzielenia tortu” przypadł im jak największy kawałek to popełniają wielki błąd. Nie doceniają przewag strukturalnych, które posiada PiS (autorytarne państwo, TVPiS i kościół) a przede wszystkim, że wszystko wskazuje na to, że władza nie zamierza respektować zasad demokratycznej sukcesji władzy i przeprowadzi „wybory” w sposób, w którym możliwy jest tylko jeden zwycięzca. Co wtedy dzisiejsi liderzy zrobią i powiedzą ludziom, którzy im zaufali? Że nie wiedzieli? Nie spodziewali się? Bo PiS „oszukał” a winny jest Tusk?
Zamiast zjednoczyć się, nazwać rzeczy po imieniu i zabrać się do roboty tracą czas i zaufanie wyborców. Konfliktują ludzi i budują rowy. Nie narzucają tematów debaty publicznej i nie przygotowują się do przejęcia władzy. Teraz jest właśnie na to czas. Za chwilę nie będzie.
PS
Nie będę pisał przypisu dlaczego w szczegółach najbliższe wybory nie będą demokratyczne i równe – to widać gołym okiem; nieograniczone pieniądze, monopol informacyjny dla części wyborców, służby specjalne, prowokacje, szantaże… Powinniśmy również wiedzieć i rozumieć to, że w takim przypadku konieczne jest zjednoczenie sił, aby przewaga nad posiadającą władzę stroną była na tyle jednoznaczna lub sprzeciw wobec „zniekształconych” wyborów tak silny, by nasz, obywatelek i obywateli trud i nasze plany i aspiracje nie poszły na marne. Panie i Panowie z różnych partii – przecież to nie o Was chodzi, co w kółko sami powtarzacie.
1 Comment