18.08.2022. / Przyducha

Już nie wiem jak na to wszystko reagować… Atmosfera od lat jest bardzo duszna i ciągle się zagęszcza. Trudno jest oddychać, gdy brakuje powietrza. A wolność jest jak tlen. W państwie, w którym władza łamie prawo, bezustannie kłamie, nie działają instytucje demokratyczne, zniesiona jest praworządność, władza nie jest kontrolowana, nie szanuje opinii obywateli, gardzi mniejszościami i myślącymi inaczej nie można mówić o wolności. Są dziesiątki czynników, które w sumie składają się na taki stan rzeczy.

Skala nieprawości i dewastacji państwa oraz otaczającego nas prostactwa, chamstwa i głupoty milionów zwolenników tej bandy poraża. Wątpię, czy w czasie rządów Kaczyńskiego dotrze do nich cokolwiek innego niż przekaz z TVPiS i ambon. Są mu poddani i dobrze im z tym. Nie dziwi mnie, że ludzie mi bliscy są już tym wszystkim bardzo zmęczeni, kulą się w prywatność, „wyłączają” się, że niechętnie o sprawach publicznych chcą rozmawiać. Wręcz unikają takich sytuacji. Milczą, zmieniają temat lub klną, choć z coraz mniejszą energią. Właściwie bez gniewu, pod nosem. Szkoda słów.

Po „naszej” stronie też nikt i nic nie zachęca do reagowania, reakcji, podjęcia politycznych działań przez rzeszę wkurzonych i niezgadzających się na przedmiotowe traktowanie obywateli. Opozycja powtarza od lat te same komentarze o sytuacji, którą aż zbyt dobrze znamy i oprócz swoich bardziej publicystycznych niż politycznych opinii nie ma dla nas żadnej propozycji. Żyje w swoim świecie, zajmuje się sobą, bardzo daleko od nas, traktuje nas jak dzieci i czeka aż PiS przegra sam ze sobą.

Choć Donald Tusk pracuje, jeździ, rozmawia i tłumaczy czym rządy Kaczyńskiego dla Polski się skończą ale… mówi to, co już słyszeliśmy albo o czym doskonale wiemy. Wydaje się, że ludzi to specjalnie nie ekscytuje i nie pociąga, bo przede wszystkim ciągle robi to sam. Z jednej strony podziwiam go i imponuje mi jego determinacja ale z drugiej irytuje, że nie korzysta z potencjału obywatelskiego sprzeciwu, nie wspiera się ludźmi i środowiskami obywateli, którzy od lat walczą o demokratyczną Polskę oraz o rzeczy oczywistej; że pozostali liderzy partii opozycyjnych marnują czas i szansę wykazania się jednością i odpowiedzialnością i stale, niezmiennie i wbrew logice dystansują się od Tuska wzywającego do zjednoczenia sił.

W efekcie Tusk odbija się jak od ściany z swoją blisko 30% skalą poparcia. Jak widać konsekwentnie narzucany przez propagandę PiS-u jego negatywny wizerunek zdrajcy, obcego, krwiopijcy neoliberała, diabła wcielonego został przez dużą część ludności bezrozumnie przyjęty. Co gorsze, koledzy i koleżanki z opozycji demokratycznej też chcą z tego czarnego PR korzystać. Powtarzają zatem ciągle te same, bezpodstawne tezy o startowaniu z wielu a nie jednej listy, bo niby jej lider, Tusk im „zaszkodzi” i zniechęci elektoraty. Stają się już w tym śmieszni, bo tylko wzmacniają działania wrogiej im propagandy. Czują się potrzebni i ważni ale tylko jako „nie Tusk” i zjednoczyć się z Tuskiem nie chcą. Ich pozycja sprowadza się do tego, że łudzą się lub oszukują siebie i innych, że są dla niego oczekiwaną alternatywą a to tylko zbliża Kaczyńskiego do kolejnego zwycięstwa.

Partie polityczne na liczne apele o zjednoczenie i oczekiwania realnej, politycznej współpracy z organizacjami obywatelskimi właściwie nie reagują. Trudno to zrozumieć i akceptować, ale wyraźnie wolą przegrać niż stracić coś ze swojej, uwielbianej ponad wszystko pozycji i wyjątkowości. Tracimy na tym wszyscy i my i oni a jedynym zwycięzcą tej ordynarnej gry jest Kaczyński i Kurski, realizator tej propagandowej, podprogowej hucpy rozbijającej konieczną dla opozycji koalicję demokratów.

Wiadomo co trzeba będzie zrobić w czasie wyborów a na nic innego, jak na razie, nie ma co liczyć. Zapewne zagłosujemy jak zawsze na Koalicję Obywatelską i Donalda Tuska. Jak nie będzie wspólnej listy kolejna kadencja dla Kaczyńskiego i jego ludzi jest więcej niż realna. Przykre i bolesne jest, że większość z nas zdaje sobie z tego sprawę, ale niestety na razie na to wygląda. Koniecznie trzeba choć spróbować znaleźć jakiś sposób, by zmusić ich do zmiany zdania.

W dodatku w tle uciążliwie, właściwie bezustannie panoszą się głosy różnych pań i panów w mediach i „bańkach” o dużym i małym zasięgu, że to co się dzieje w państwie nie jest winą Kaczyńskiego, jego partii i rzeszy jej zwolenników tylko opozycji albo poprzednich rządów, ewentualnie nas, którzy na nich głosowaliśmy. Wtóruje temu wytykanie przy każdej okazji rzekome budowanie przez poprzedników PiS-u (w pewnym sensie również przez nas, bo na nich głosowaliśmy) nierówności, jakby było to zaprogramowane, celowe a teraz mielibyśmy równość nad równościami dzięki kupowaniu głosów prowadzącym do bankructwa państwa czy powtarzanych pustych frazesach z partyjnych prezentacji. PiS nie zrodził się z niczego – powtarzają – tylko ze świadomych zaniechań i zaniedbań systemu, liberałów, demokracji, zachodu… Tak jakby Kaczyńskiego i jego chorych ambicji i poglądów nie było. Słuchać i oglądać tego się nie daje, akceptować też…

Wyłączamy najpierw telewizory, radia, przestajemy czytać nie do czytania teksty w portalach z coraz głupszymi tytułami i bez treści. Przestajemy z niesmakiem rozmawiać o polityce, bo tak spisiała. W końcu wyłączamy się sami. Nie miejmy o to do siebie pretensji. To w pewnym sensie naturalna reakcja ale pamiętajmy, że z drugiej strony to jest ucieczka, schowanie się do norki i przyzwolenie na zło.

Zło, które nas spotyka na każdym kroku ze strony państwa zawłaszczonego przez jedynie słuszną partię i jej prezesa jest tak bezczelnie bezwstydne, rażąco głupie, że obezwładnia i to nie tylko skalą i powszechnością (banalność zła) ale przede wszystkim jakością, że „można aż tak”. Stajemy się bezbronni wobec rozpadającego się na naszych oczach wyobrażenia o Polsce, Polkach i Polakach. W efekcie pozwala to bezkarnie Kaczyńskiemu kłamać, mamić sprowokowanych do zacietrzewienia i nienawiści ludzi i dewastować więzi społeczne do woli. Pewnie nie spodziewał się, że przyjdzie mu to aż tak łatwo ale widać wyraźnie, że go to fascynuje i pociąga.

Trwa to już 7 lat. To bardzo długo. Ciężar hurtowo czynionych nieprawości przytłacza i pomniejsza detaliczne, kolejne ich przypadki. Ich ilość niszczy pamięć, zamazuje konteksty. Niekompetencja i głupota przekracza granice krytycznej oceny, bo jej skala i efekty „w głowie się nie mieszczą”. Chamska pazerność i brak skrupułów w połączeniu z bezkarnością budzi wstręt, oburzenie i złość ale u wielu podziw i zazdrość a w większości obojętność. Tak było i będzie – myślą a wtóruje im zgraja dziennikarzy, bo zdaje im się, że to jest ich misją. Tak ich nauczono, za to im płacą, takie mają horyzonty. Jesteśmy notorycznie doświadczani bezwstydnym, wszechobecnym kłamstwem, do którego część odwraca się plecami ale druga część łaknie go i pożąda, bo łatwiej się mu z nim żyje.

Kłamstwo to jest podstawowe narzędzie, którym posługują się Kaczyński i jego ludzie i to dzięki niemu zdobyli i utrwalają swoją władzę bez względu na koszty. Nie potrafimy przeciwstawić się, wygrać z tym wszechobecnym, bezwstydnym, wykorzystywanym jak proste, ale doskonałe narzędzie cynicznym kłamstwem władzy, ale to nic nowego przecież… Religie opierają się na tym samym a wierząc czy nie powszechnie akceptujemy to. Nie można nie doceniać siły kłamstwa i ufać, że ludzie i to nie tylko w Polsce w większości wolą prawdę. Dowodów na to brak.

Liczą się emocje. Nie argumenty, przykłady, racje, ale emocje lub ich brak – zobojętnienie. Ostatni raz odczuwałem je w listopadzie 2020 roku w czasie buntu kobiet. Był gniew, młodość, energia sprzeciwu i wola dokonania zmian. Niestety, choć chodziło przecież o obronę godności i prawa człowieka, o wolność wyboru nie stanęliśmy razem, wszyscy, jednoznacznie i solidarnie z walczącymi dziewczynami. Pewnie kiedyś i w Polsce kobiety wywalczą swoje prawa ale nie teraz i nie z nami. Potrzebny jest impuls, nowi ludzie, wola zmian. Jak nie potrafimy bronić swoich praw i aspiracji, jak nie potrafimy być solidarni i zdeterminowani to skazujemy się na poddaństwo. Pozostają jedynie indywidualne akty woli, akty indywidualnej i grupowej szlachetności, lepsze lub gorsze próby opisu i propozycje działań, których na razie nikt nie chce podjąć.

Koniecznie trzeba się odciąć od tego, obudzić z letargu, odgarnąć przeszkody i wreszcie odetchnąć pełną piersią… Zaczerpnąć powietrza. Pamiętam, taka przyducha była już kiedyś… To były lata 1986/87. Byliśmy zmęczeni, smutni, zgaszeni po wielu porażkach, ciągnący robotę siłą woli. Bez entuzjazmu, wbrew okolicznościom, jakby z wewnętrznego nakazu, często wbrew sobie, w pewnym sensie z przyzwyczajenia, bo cóż innego mogliśmy robić? Ale przyszedł rok 1989, zebraliśmy się w sobie, otworzyliśmy szeroko drzwi i wolność wybuchła jak wulkan.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s