Bić się czy nie bić? Bić proszę Państwa i nie analizować przesadnie wyników I tury. Otrząsnąć się, wziąć sprawy w swoje ręce i nie liczyć na pomoc polityków, z Hołownią włącznie. To nie były i nie są „normalne wybory” w „normalnym, demokratycznym kraju”, gdzie bez względu na wynik nasze prawa i wolności są zagwarantowane. Tak zdaje się sądzą oportunistyczni politolodzy i komentatorzy różnej maści, nie mówiąc już o pożal się Boże politykach partyjnych, jak Kosiniak, Biedroń, którzy topią naszą wolność i swoje partie przy okazji. Tacy byli przenikliwi, a zapomnieli, że to wybór „jednego” z „dwóch”, bo w tym przypadku to wybór „za” lub „przeciw” demokracji i wolności, która jak wiemy nie są w cenie u milionów Polaków. Żaden z nich wczoraj nie potrafił wyrwać się z pułapki „mówienia o sobie” i nie powiedział nic, co miałoby znaczenie dla przyszłości Polski. Pamiętajmy, że cały czas na autorytarny PiS nie głosuje więcej niż 25% obywateli! Znakomicie większa „reszta” to My; w dużej części ludzie, którzy wiedzą czego wymagają od władzy, jakie wolności i prawa są dla nich ważne i jaka Polska zapewni przyszłość dla ich dzieci oraz niestabilna, zmienna grupa „obojętnych” ceniących, jak widać, swoją obojętność wyżej niż dobro wspólne. Mają do tego prawo, ale zwróćmy się do nich… bo to nie jest walka jednej partii z drugą, jak głośno i bez sensu tłumaczył Hołownia, Kamysz czy Lewica (wspierani przez licznych komentatorów), chcąc „coś” wygrać na przegraniu najsilniejszego kandydata strony demokratycznej tylko, powiedzmy to jasno, to walka o być albo nie być Polski w obrębie państw demokratycznego zachodu, gdzie obywatele mają wpływ na władzę, gdzie władza jest kontrolowana, szanuje obywateli, ich różne interesy, ich prawa i wolności. To wybór zasadniczy, bez barw partyjnych, bez relatywizmu – tak po prostu: tak lub nie. Nie przegadajmy tego, bo historia i życie nas rozliczy.