Zobaczcie, że to zawsze tak samo wygląda. Najpierw jakiś palant dochodzi do wniosku, że on wie najlepiej jak powinno być. Później zbiera wokół siebie różnych dziwnych ludków, którzy patrzą w niego jak w obrazek, których różnymi sposobami uzależnia od siebie, manipuluje nimi, intryguje i obiecuje im złote góry. Potem głowi się i wymyśla jak oszukać i okłamać ludzi, co im obiecać i czym przestraszyć, by w zależności od sytuacji uwierzyli właśnie jemu…
(Tak w koniecznym skrócie wygląda droga do władzy autokraty – populisty.)
A gdy już zrobił kilka zapowiadanych, spektakularnych ruchów i już rządzi i ma władzę, to okazuje się, że nie wie wystarczająco dużo, że coś mu nie wychodzi, że jest inaczej, jak myślał. Ale przyznać się do tego nie może, bo jego ludkowie przyzwyczaili się już do fruktów i spływającej łaski władzy i chcą tylko więcej i więcej. Gdy zrobi krok wstecz, to okaże słabość i ludzie zobaczą, że nie jest tym, który wie najlepiej… i straci władzę.
(A to są pierwsze miesiące, lata rządzenia przez autokratę – populistę.)
Wtedy sięga po przemoc, by nie stracić, co zdobył. Kłamie i oszukuje dalej, ale to już jest mniej istotne. Konieczne są podsłuchy, prokuratorzy, sędziowie, tajna policja, jawna policja, pokazy siły, nękanie i czysta przemoc. Jego racja staje się racją siły, przymusu. Już nie przemawia na otwartych wiecach. Chowa się za plecami ochroniarzy, otaczają go szpalery policji i barier, ucieka do opancerzonych aut, do odizolowanych, zamkniętych budynków i osiedli. Rządzi dalej, ale tylko po to by to „dalej” trwało, by jakiś jego ludek nie wbił mu noża w plecy albo oszukana ludność nie wsadziła do więzienia. Boi się. Swój strach chce zamaskować siłą. Już nic nie obiecuje tylko puszy się, napina. Krzyczy. Wymaga. Obraża.
(To jest natomiast obraz rzeczywistych, dojrzałych rządów autokraty – populisty.)
Już nie wie od czego zaczął. Nie ma znaczenia, co mówił na początku. Już nie pamięta, jak „powinno być”, bo ważniejsze jest to, co jest. Zostaje tylko władza, czysta władza, której nie potrafi i nie może oddać. Wszystko jest podporządkowane jej utrzymaniu i utrwalaniu a od pewnego momentu, tylko jej obronie wszystkimi dostępnymi środkami. Rządzi tylko po to, by nie stracić władzy oraz płynących z niej przywilejów i pieniędzy, które dla niego i/lub jego ludków są nierozłącznym jej atrybutem i przedmiotem nieopanowanego pożądania.
(To bywa czasami krótkie i dynamiczne, ale jest najczęściej długim, jak ruski miesiąc, zwieńczeniem kariery autokraty – populisty. Potem, albo odbierają jemu władzę zdeterminowani rządzeni lub odbiera mu ją najsilniejszy z jego sfory, albo umiera i znowu mamy do czynienia z przywołanymi wyżej etapami.)