Jak w naszej sytuacji społeczno-politycznej połączyć środowiska ludzi wierzących, często młodych, ale tradycyjnie, rodzinnie i silnie związanych z kościołem, którzy podobnie jak my (liberałowie) domagają się świeckiego państwa i w świeckim państwie widzą gwarancje systemu demokratycznego (świadomie lub nie) i skłonić ich do zaakceptowania koniecznej ingerencji państwa w nie do pomyślenia w demokratycznym systemie aktualny status hierarchii kościoła w państwie?
Inaczej mówiąc, jak połączyć wiarę i utrwalone zachowania dużych grup społecznych z demokratycznym systemem, wyrwać je ze ze sfery wpływów i indoktrynacji kleru i PiS. To prawdopodobnie jest najpoważniejszy problem Szymona Hołowni, twórcy nowego, młodego ruchu o poważnych ambicjach i celach politycznych. Więcej, nie jest to tylko problem Hołowni, to jest nasz wspólny problem i zadanie.
Pytania te powróciły z nową mocą pod wpływem wczorajszych wydarzeń i komentarzy, które one wywołały. Joanna Mucha, znana działaczka PO a teraz Koalicji Obywatelskiej, kiedyś nawet pretendentka do przywództwa w tej partii zdecydowała się wzmocnić ruch Szymona Hołowni i opuściła wczoraj szeregi KO, co wzbudziło wiele krytycznych uwag wśród działaczy dawnej partii i jej sympatyków.. Przy okazji dostało się i Hołowni, że „rozbija” (gdy buduje), że jest „ministrantem”, „konferansjerem, katolickim chłopcem”, ba, „miękkim pisem”, bo był katolickim publicystą i autorem książek o wierze i świętych kościoła. Choć Hołownia jednoznacznie krytycznie wypowiada się o sytuacji w polskim kościele, piętnuje jego zachowania i sojusz „ołtarza z tronem” jest ciągle „dzieckiem do bicia” dla bardzo wielu, bo deklaruje się jako głęboko wierzący. Większość to czyni głównie z powodów czysto partykularnych, bo ruch Hołowni z 20% poparciem jest dla nich po prostu zagrożeniem, ale przy okazji ujawnia się ważniejszy i o wiele poważniejszy problem – stosunek partii opozycyjnych do kościoła w sytuacji czysto instrumentalnej, politycznej eksploatacji tej relacji przez Kaczyńskiego (partię) i obecną kościelną hierarchię (kler).
Wszyscy z opozycji mówią o świeckim państwie, choć rzadko to precyzują. Lewica tradycyjnie wspomina o zniesieniu konkordatu (nieśmiało), niektórzy postulują usunięcie religii ze szkół, licznych etatów księży w szpitalach, wojsku, policji, urzędach, spółkach skarbu państwa, wszyscy głośno krzyczą niewiele przy tym robiąc o konieczności przestrzegania prawa przez księży i kościół i piętnują korupcję w relacji państwo (partia) kościół (kler) nie mówiąc już o rażących i licznych ujawnianych, ale nadal w większości bezkarnych przypadkach pedofilii i jej systemowym ukrywaniu przez kościół. Mieszanie się kościoła do stanowienia prawa w Polsce, dyscyplinowanie przez hierarchów posłów, ministrów, premierów i prezydenta, straszenie ich ekskomuniką i narzucanie swojego punktu widzenia jest na porządku dziennym i wszyscy to wiedzą i wiele osób widzi w tym gigantyczny problem, ale większość opozycyjnych partii traktuje to jako stan zastany, za okoliczności obiektywne. Dodają do tego w zależności od sytuacji albo „historyczną rolę kościoła” w odzyskaniu niepodległości albo „fundament kultury i tradycji narodowej”, choć chodzi im zapewne o rzecz o wiele bardziej współcześnie praktyczną; o poparcie w walce o władzę lub przynajmniej dystans i nie atakowanie. Niestety, nie widzę w tym naiwności.
Mimo tego, że stosunek partii opozycyjnych (wszystkich) do kościoła w praktyce (nie w deklaracjach) nazwałbym wysoce ambiwalentnym to one i ich wyborcy uznają właśnie Hołownię i jego ruch za „krypto kościelny” i nawet widzą (lewica i część KO) w nim zagrożenie dla nieistniejącego „świeckiego państwa”. Pada nawet zarzut, że partia Hołowni nie może być „demokratyczna”, bo jej założyciel i lider jest „zbyt blisko kościoła” (jakiego?), bo przedstawia się jako człowiek „otwartego kościoła” (jakiego?), jako człowiek głęboko wierzący (więc pewnie pisowiec).
Patrząc na polski pejzaż polityczny z punktu widzenia relacji państwo-kościół obraz wydaje się dość zamglony choć realistyczny. Po pierwsze realizowany jest w praktyce sojusz „ołtarza z tronem”,, PiS-u z hierarchią kościelną, gdzie istotną rolę odgrywają oligarcha Rydzyk i grupa biskupów o skrajnie autorytarnych i nacjonalistycznych poglądach. Sojusz ten zapewnia 30-40% poparcie społeczne i pełnię władzy państwowej dla Kaczyńskiego i jego partii a dla kościoła wielkie przywileje, pieniądze i bezpieczeństwo (bezkarność), którym dzielą się sojusznicy prawdziwie „po chrześcijańsku”, w pełni. Mgłę na ten realistyczny szkic przynosi opozycja demokratyczna, która, jak wspomniałem, deklaruje zasadę „świeckiego państwa”, ale w praktyce wszyscy myśląc o tej „katolickiej, konserwatywnej większości” dzisiaj popierającej PiS mniej lub bardziej obchodzą się z kościołem, jak „z jajkiem”, by go nie rozbić, upuścić, stracić. W tym wszystkim Hołownia wydaje się ze swoją jasną deklaracją najbardziej szczery. Może stąd jego sukces, który tak irytuje konkurentów?
Nie odbierałbym partii Hołowni (jak czynią to niektórzy), póki co, przymiotu „demokratyczna”, tylko dlatego, że nazywa siebie „człowiekiem kościoła” (dla niektórych w domyśle – pisowiec), bo w moim rozumieniu demokracja łączy a nie dzieli ludzi o różnych poglądach przy uznaniu jej podstawowych zasad. Na razie Hołownia jednoznacznie deklaruje przywiązanie do tych zasad, jest młodym, wykształconym człowiekiem i nie mamy prawa, tak myślę, odbierać mu a priori dobrych (prodemokratycznych) intencji. Profesor Środa, którą cenię i z jej opinią się liczę napisała wczoraj, że nigdy „nie uwierzy” Hołowni, bo jest człowiekiem wierzącym, katolikiem (sic!) i nie rozumie, jak Joanna Mucha mogła się dać jemu tak łatwo „uwieść”. Wszyscy piszemy czasami rzeczy nieprzemyślane w przypływie zbyt silnych emocji, ale żeby aż tak nieprzemyślane? Że niby co, prawosławni, Żydzi, muzułmanie, protestanci na równi z katolikami z założenia nie zasługują na zaufanie i dobre intencje i to w ustach profesorki prawa upominającej się od lat o równouprawnienie i poszanowanie praw i wolności człowieka? Zostawmy ten błąd Pani Profesor, bo problem jest szerszy. To zabójcza mieszanka usprawiedliwionych obaw o dalszą dominację kościoła i nacjonalistyczno-autorytarny system wynikający z sojuszu „tronu z ołtarzem” z ambiwalentnym, politycznie niejasnym stosunkiem opozycji do tej społeczno-politycznej sytuacji jest powodem tej wielkiej „niezręczności” Magdaleny Środy.
Jestem niewierzącym liberałem, ale patrząc szerzej widzę miejsce, ba, nawet sądzę, że jest ono konieczne, by zachować względną równowagę w naszej strukturze społecznej dla, że tak nazwę, „demokratycznej chadecji” czy „demokratycznego konserwatyzmu”, bo tu jest pustka, bo dotychczasowi lubiący się nazywać konserwatystami masowo wsparli PiS i tam szukają swoich karier. I tak proponuję patrzeć na ruch Hołowni i indywidualne decyzje przystąpienia do niego. Dlatego tez określenie „miękki pis” o ruchu Hołowni (z którym też przy okazji ogłoszenia decyzji Joanny Muchy się spotkałem) wydaje mi się nieuprawnionym dzisiaj uproszczeniem utrudniającym realizację politycznego planu odsunięcia PiS-u od władzy, czyli uchronienia nas od katastrofy autorytaryzmu i jakiejś szkodliwej formy grożącego nam polexitu.
Niech przypisem do tego mojego szkicu będzie wybór i zachowania Joe Bidena, z biblią w ręku, zwracającego się do Boga o pomoc w obronie demokracji, wolności jednostki i emancypacji różnych grup społecznych. Dlaczego miliony niewierzących ludzi w Stanach na niego głosowało i cieszy się z jego zwycięstwa (z odsunięcia Trumpa)? Bo to bardziej dojrzała demokracja, moim zdaniem.