Nie znałem działalności charytatywnej piłkarza, reprezentanta Polski, Piotra Zielińskiego (SSC Napoli). Przypadkowo, jak to na Facebooku, natknąłem się na taki oto wpis:
„Niewielu z Was wie, że Piotr Zieliński Reprezentant Polski w piłce nożnej parę lat temu kupił w powiecie ząbkowickim dwa budynki, wyremontował je i zrobił z nich domy dziecka pod stowarzyszeniem ‚Piotruś Pan’. Domami opiekują się rodzice zawodnika Napoli, a Piotrek gdy jest w kraju zawsze odwiedza dzieciaki i bawi się z nimi.
PIOTREK SZACUNEK
…..JESTEŚ WIELKI
” Kliknąłem „like”.
Zwróciłem szczególną uwagę na informacje, że wybudowanymi przez Piotra domami dziecka zajmują się jego rodzice, co nadaje jeszcze większy wymiar moralny i pożytku z sukcesu a zarazem mówi nam wiele o relacji syna z rodzicami. Pewnie to przykład jakich sporo (ciągle za mało) ale wykorzystam go zabrania głosu w innej sprawie, bardzo popularnej ostatnio (pandemia wiele problemów wyostrza) w świecie (więc rykoszetem i w Polsce) gorącej dyskusji o „rażących nierównościach i przepaściach, które dzielą”. „Jeszcze nigdy tak niewielu miało tak dużo w porównaniu z tak wielu, co mają tak mało” – kłamią w żywe oczy liczni i głośni zwolennicy „przewrotu” w stosunkach gospodarczych zapominając przy tym, że jeszcze relatywnie niedawno bywało, że jeden miał „wszystko”, ale z czasem „musiał” rozdać niektórym, by utrzymać władzę a nie z dobrego serca czy w przypływie geniuszu.
Choć uważam, że nie należy trzymać się kurczowo hasła „niskie podatki”, bo jakoś i zakres usług publicznych są ważniejsze, to przekonany jestem, że nie może to ograniczać dążności ludzi do osiągnięcia wymiernego sukcesu ekonomicznego, zdobycia czego pragną (a różne są pragnienia). Ważne, by społecznie były doceniane ich starania, praca, by dzielić się jej efektami z innymi i na miarę swoich możliwości a nie tylko gadać o szkodliwej, równającej w dół potrzebie spłaszczenia dochodów. Pomijając, że to nierealne i poniekąd głupie kompletnie, gdy popatrzymy globalnie, to tak jakby mieć nadzieje, że jedną cukiernicą osłodzisz ocean, to też jest wysoce niemoralne, bo zwalnia ludzi z odpowiedzialności i wzajemnych wymagań… wszystko (wolność wyboru) oddaje w ręce państwa i władzy, ubezwłasnowalnia w efekcie.
Nie chcę się przemądrzać na temat systemu podatkowego ale muszę przyznać, że irytuje mnie przekonanie, że rozmowa o podatkach to rozmowa o poglądach. Nie wiem, czy jest na świecie coś bardziej konkretnego i materialnego zarazem, jak podatki płacone pod karą więzienia. Nie wiem też, czy jest coś bardziej różniącego ludzi, jak pomysły na dysponowanie „czyimiś” pieniędzmi czy skonkretyzowanie pojęcia „dóbr wspólnych” nie mówiąc już o ocenie stopnia dbałości o nie. Chociażby te dwie sfery powinny sugerować, że o podatkach trzeba rozmawiać „na chłodno”, bez ideologicznych uprzedzeń i fascynacji, bo to zbyt ważne, by zmieniało się w rytmie temperamentu kilku polityków uwikłanych w walkę o władzę. Pewnie nie byłoby głupie, by zasadnicze zasady płacenia podatków i danin na rzecz państwa były opisane w konstytucji, by spróbować poruszać się w pewnych racjonalnych ramach i dać pewność obywatelom, że nagle „władza” nie wywróci wszystkiego do „góry nogami” a my będziemy płacić i płacić albo „nie będziemy płacić” i wszystko po dość krótkim czasie runie z niespełnioną nadzieją, że wkraczamy w „świat powszechnej szczęśliwości”.
Współcześnie sprawa wygląda dość prosto. Nie dla wszystkich, niestety. Na świecie jest bardzo mało państw, które mają „coś” w takiej skali, co inni potrzebują a one produkują/wydobywają taniej niż gdzie indziej, że za pieniądze uzyskane ze sprzedaży „tego wspólnego dobra” są w stanie sfinansować swoje potrzeby publiczne, by to większość obywateli satysfakcjonowało. Polska i pewnie z 98% innych państw do grona tych szczęśliwców nie należy. Są przykłady, że niektóre państwa są bliskie takiego gospodarczego „perpetuum mobile”; to przede wszystkim zagrożone dzisiaj transformacją energetyczną państwa wydobywające ropę i gaz lub metale rzadkie i szlachetne. Niektóre z nich prowadzą bardzo ciekawe polityki gospodarowania/inwestowania/wykorzystywania tego majątku (np. Norwegia, Arabia Saudyjska, Kuwejt), ale są w mniejszości i Polska nigdy nie była (może z wyjątkiem krótkiego okresu boomu na polsko/kresowe zboże kilka wieków temu – czas niepowrotnie zmarnowany), nie jest i nie będzie w ich sytuacji.
Można śmiało powiedzieć, że współcześnie o dobrobycie obywateli i państwa jako całości decyduje efektywna praca jak największej liczby ludzi (taka, która jest potrzebna innym; od rybaka po nauczyciela czy urzędnika podatkowego) i relatywnie sprawna organizacja, by tej pracy „nie zmarnować” i nie zmniejszać jej efektywności. Aby ta praca była efektywna potrzebne są oprócz wymienionej skutecznej organizacji wolność jednostki i bodźce materialne. Jeżeli ktoś tego nie wie albo marginalizuje to znaczy, że nie odrobił lekcji z historii, psychologii, socjologii i ekonomii. Zbyt dużo o sobie wiemy, by pomijać aspekt moralny i psychologiczny ludzkiej aktywności, by nie brać pod uwagę utrwalonych w kulturze zachowań i uwarunkowań o wiele silniejszych od jakichkolwiek, zmiennych w swojej naturze, ideologii. Człowiek i ludzie, by przeżyć muszą wzajemnie o siebie dbać i współpracować ale zarazem Każdy/Każda, by przeżyć muszą też myśleć o sobie i swoich najbliższych, by nie „odpaść ze stada”. Organizacja społeczna od zarania różnymi sposobami próbuje rozwiązać tę, nadającą naszemu gatunkowi dynamikę uświadamianą dzięki pracy filozofów, sprzeczność.
Niestrudzeni ideolodzy i propagandyści, chętni, by posiadać władzę! Skąd się biorą nierówności? Z tego, co cieszy nas najbardziej. Z naszej jednostkowej oryginalności, z podmiotowego myślenia o sobie, z tego, że w większości „siebie lubimy” a jak nie, to lekarze proponują nam kuracje diagnozując chorobę. Mamy różne talenty, temperamenty, aspiracje, zamiłowania, oczekiwania, marzenia… i bez gwałtu na nas samych żadna ideologia tego zmieni. Proponowanie zatem jakiś odgórnych rozwiązań sprzecznych z naszym „wewnętrznym i utrwalonym porządkiem aksjologicznym” czyli spojrzenie na nas jak „na masę” przedmiotów, mimo różnic w gruncie rzeczy takich samych i tyle samo wartych. To warto pamiętać, gdy wyłącznie pozytywne konotacje widzi się w wezwaniach do „zniesienia nierówności materialnych”.
Od lat nie budzi już zdziwienia równość wszystkich wobec prawa czy w potrzebie równości w dostępie do dóbr publicznych. Choć zdziwienia nie budzi a poprawność polityczna nawet nakazuje składać deklaracje w tym zakresie, to praktyka polityczna jest inna. Teraz w Polsce jest to szczególnie widoczne. Z odsłoniętą kurtyną partyjna władza łamię tę zasadę równości wobec prawa i w dostępie i korzystania z „własności i majątku wspólnego” sobie i swoim „żołnierzom” zapewniając bezkarność i pierwszeństwo. To widać gołym okiem. Nie dziwi z psychologicznego punktu widzenia zatem, że rodzą się we władzy pomysły, by tę „sferę dobra wspólnego” poszerzać kosztem „dobra jednostkowego”. To zapewnia wszechobecny pierwiastek egoizmu jakoś tam tłumiony zasadą wymuszającą współpracę, ale w przypadku władzy-państwa bywa niestety, co znamy z historii, zastępuje ją naga siła/przemoc. Ale współpracy nie da się „wymusić”, bo to już nie będzie wtedy współpraca tylko „przymus”, co staje się nieefektywne i pozbawione waloru moralnego. Jak patrzymy z podziwem na regaty, na współpracujących by dopłynąć do celu i wygrać zawody ludzi, podział ich ról i zadań to pomyślmy o podatkach… co by się stało, gdyby różne mieli cele, gdyby nie było porządku i hierarchii, gdyby robili to, czego nie potrafią a na koniec nie byłoby nagrody. Nikt by nie zwyciężył… Myślicie, że dalej, by „startowali”, trenowali, dawali z siebie wszystko, co najlepsze?