foto – Kora, Kraków – 04.06.1989.
Dziwni jesteśmy, niepełni, jak czasownik w czasie przeszłym ale niedokonany.
Minęło ponad 30 lat, sprawa dotyczy kilku pokoleń a większość z nas przeżyła ten dzień osobiście. Jestem przekonany, że tak jak dla mnie to również dla milionów innych ludzi był to dzień szczególny; słoneczna niedziela, poczucie wspólnoty i radości a przede wszystkim dzień zwycięstwa. „Tego dnia skończył się w Polsce komunizm” – powiedziała w państwowej telewizji urocza, jak wiosna, Joanna Szczepkowska. Zdanie to powtarzane jest co roku od 30 lat co najmniej kilkukrotnie w różnych kontekstach, bezsprzecznie wpisało się do „Księgi cytatów” na stałe i budzi zdecydowanie pozytywne konotacje a czwarty czerwca (04.06.1989.), dzień, który pozwolił nam skończyć długie lata smuty zniewolenia nie wiadomo dlaczego, jakby na złość i/lub na przekór wspólnemu doświadczeniu, mimo że jest, świętem nie jest.
Nie da się tego pojąć w obowiązujących regułach myślenia w kategoriach przyczyny i skutku. Nie da się tego porównać do zachowań społecznych naszych sąsiadów będących w sumie w podobnej czy nawet „takiej samej” sytuacji. Wszędzie przeżyte święto ogłaszane jest jako święto, jeżeli sprawa jest wielkiej wagi i dotyczy wszystkich. Wszędzie, ale nie u nas…
„Świętujemy” porażki i klęski, szukamy ofiar i „świętujemy” dni, które wskazują na nas jako na „ofiarę zbiorową”. Robimy to z masochistyczną pasją szaleńców – budujemy na tym programy szkolne, historię literatury narodowej i domowe biblioteki, stawiamy pomniki z krzyżami – cierpienie i porażki a nie radość jest powodem do „świętowania”. Dziwni jesteśmy, bardzo dziwni.
Jak co roku, pewnie jak co roku coraz mniej licznie, bo grille na działce, maseczki i inne „ważne sprawy” spotkamy się w Warszawie pod „Niespodzianką” o 18.00. Zapraszam.