(foto Facebook)
Wojciech Fusek (1963), wieloletni dziennikarz Gazety Wyborczej, od 2013 zastępca redaktora naczelnego, zwolniony z redakcji w 2016 roku. W ostatnich latach związany z ruchem Obywatele RP, w ostatnich miesiącach, co wyjaśnił w mediach społecznościowych, przestał wychodzić na ulicę i brać udział w protestach. Miłośnik, znawca gór i wspinaczki. Wnikliwy komentator bieżących wydarzeń. Oddany sprawie wolności i demokracji, jeden z ważniejszych przedstawicieli naszego pokolenia w ruchu obywatelskim, czytany z uwagą i komentowany przez tysiące ludzi z „naszej bańki”. W piątek (16.07.) Wojtek napisał na swoim Facebooku post, który cytuję za jego zgodą w całości, bez żadnych zmian jedynie z wyodrębnionymi przeze mnie akapitami. Obiecałem publicznie, że odniosę się i odpowiem publicznie na Jego tekst. Zapraszam do lektury:
Wojtek Fusek:
„Bezradnie zrozpaczony szukam przyczyn utraty resztki sił. Z trudem wstaję, pracuję. Pierwszy raz od 30 lat nie słucham radia, nie oglądam telewizji, próbuje nie otwierać serwisów informacyjnych, z przyzwyczajenia kupuje tygodniki ale ich nie czytam. Bo gdy to zrobię dostaję bólu brzucha, dopada mnie niemoc, pocę się, skacze ciśnienie. Świat, który znam od ponad 50 lat, jeszcze nigdy nie był mi tak wstrętny, szczególnie ten od Odry i Nysy po Bug. Urodziłem się w komunizmie. Ale wokoło mnie nie było komunistów. Odcienie szarej codzienności brałem za kolory, a szczęście znajdowałem w miłości, przyjaźniach, sporcie i książkach.Uczono mnie od dziecka, by smutki łagodzić lekiem wiary.
Cierpliwie stałem więc w kolejce do tej apteki. Plaster religijnej wspólnoty dawały ukojenie, ale gratiam fidei nie doświadczyłem. Dziś mogę powiedzieć: na szczęście. Wtedy nie widziałem jak złym medykamentem jest to co ofiaruje Kościół Katolicki w Polsce. Nie widziałem podłości i zakłamania, a co najwyżej surowość i konserwatyzm. Jednak instynktownie, niezauważalnie i bezboleśnie zacząłem oddalać się od tej instytucji. Dziś odcinam się radykalnie, ratując duszę. Gdy padł komunizm w pędzie ku karierze, czy tym co brałem za szczęście pogubiłem wiele, ale doceniałem cud w jakim przyszło mi uczestniczyć, cud odzyskiwania wolności. Wierzyłem, że będę tym pokoleniem Polaków, które zasieje normalność, spokój, doceni uczciwą pracę, zmieni kraj w mlekiem i miodem płynący.
Byłem naiwny. Tej przeklętej ziemi nie da się zaorać i posiać ziarnem rozsądku i dobroci. Dziś w okrutny sposób, pod postacią karykaturalnej facjaty Piotrowicza, czy wulgarnej Pawłowicz, powraca szary i podły czas mej młodości. Różnica jest tylko taka, że ja już nie mam właściwej młodym odporności. Widok Ziobrów, Kathaków, Glińskich i całej tej kamaryli obezwładnia mnie. Mam wrażenie, że na każde ze stanowisk obsadzanych przez PiS wybiera się najgorszego z możliwych kandydatów, niezależnie czy jest to Premier, rzecznik praw dziecka, czy minister oświaty. Wszyscy oni z jakaś perfidną maestrią zadają ból każdemu, kto mówi „nie” tym kreaturom. Na liście krzywdzonych są dzielni sędziowie, uczciwi dziennikarze, zwolnieni dyrektorzy instytucji kultury, uczniowie, którym odebrano szanse kształcenia, kobiety którym krok po kroku banda zakompleksionych zboczeńców ogranicza prawa, uczciwie pracujący, którzy mieli nieszczęście piastować atrakcyjne dla jakieś pisowskiej szumowiny stanowisko oraz wszyscy, którzy mają w sobie cień przyzwoitości.
Zabiera się wolne media, odcina nas od Europy, ogranicza szanse rozwoju. Dla utrzymania władzy pisowcy i ich akolici gotowi są poświecić każde dobro, wejść w pacht z każdym, nawet największym wrogiem. Świadomość ponownego zamykania w klatce powinna mnie zmobilizować. Tak było przez pierwsze pięć lat pisowskiej okupacji. Teraz ogarnęła mnie atrofia woli walki. Długo nie mogłem znaleźć odpowiedzi dlaczego się poddaję, oddaję przestrzeń złu i podłości.
Wydaje mi się, że winny słabości jest wstrzykiwany regularnie jad upokorzenia. Że tak łatwo daliśmy się ograć, oszukać. Że jesteśmy tak nieskuteczni. Że o naszym losie decydują tak marnej konduity kreatury. Że bardzo przeciętny polityk, wyposażony jedynie w broń podłości i konserwującą tarczę żółci, otoczony szpiegami, wariatami i cynikami, w sześć lat zniszczył wszystko co tak mozolnie i z ofiarnością budowaliśmy, sadziliśmy i pielęgnowaliśmy by odrosło. Że ci niedouczeni, podli ludzie tak szybko obnażyli nasze słabości, tromtadracje, naszą zachłanność, prywatę, uległość, tchórzliwość. Na sensowne argumenty odpowiadają kłamstwem, na nasze zdecydowanie bezwzględnością, chamstwem i brutalnością, nasza łagodność rozzuchwala ich, wyciągnięta do zgody ręka ośmiela, by kopać. Nie znają słowa przepraszam. Zdehumanizowali nas, nazywając gorszym sortem, robactwem, lemingami. Upokarzające jest i to, że 30 procent obywateli kraju, z którego nie wyjechałem w odpowiednim momencie, jest mimo to gotowy na nich głosować. A przecież skala łajdactw obezwładnia.
Widzieliśmy w krótkiej historii III RP, złodziejstwo, chamstwo, kłamstwo, blagierstwo, butę i pychę ale nigdy z taką intensywnością, agresywnością i bezwzględnością. Ku memu zaskoczeniu na tej glebie upokorzeń, nawiezionej obornikiem PiS i oranej regularnie od wieków przez kościół katolicki zamiast wściekłości i buntu rodzi się wyuczona bezradność, odrętwienie zastępuje energii. Upokorzenie, to uczucie dużo mocniejsze od wstydu, bardziej zaburza równowagę człowieka niż złość czy wściekłość, jest absolutnie destruktywne. Uderza w sama istotę człowieczeństwa, wytwarza poczucie bezsilności i niemocy. Sam, niczym baron Munchhausen, już z tego bagna się nie wyciągnę. Ktoś musi podać rękę, ktoś zaszczepiony na pisowski jad. Jestem jak jeden z tysiąca żołnierzy uśpionej armii. Można nas obudzić. Czekam na sygnał.”
Drogi Wojtku,
nie, nie powinniśmy okazywać słabości, choć mamy do niej prawo i wiele z nas widzi i podobnie ocenia zło, które nas otacza. Nie powinniśmy się poddawać, wskazywać naszą słabości, niepewność, zniechęcenie. Zbyt wiele udało nam się osiągnąć i zbudować razem. Bardzo dużo to kosztowało. Nie czuliśmy tego na co dzień, bo wiele dni było radosnych, świątecznych, pełnych dynamiki, otwartych na przyszłość. Wiele marzeń pokoleń się ziściło. Tak wiele wybitnych ludzi z nami a przede wszystkim dla nas na to pracowało i poświęciło swoje talenty i życie.
Wielu z nich już dziś nie ma. Nie wolno nam o tym zapomnieć. Ich lista jest bardzo długa, zawsze niekompletna… wśród nich są dla wielu postaci anonimowe, są też wielcy i znani bohaterki i bohaterowie tych czasów. Wymienię teraz tylko kilka osób, by nie być gołosłownym i zachować proporcje: Jacek Kuroń i Tadeusz Mazowiecki, Barbara Skarga i Zofia Kuratowska, Henio Wujec i Janek Lityński, Maciek Jankowski i Karol Modzelewski, Bronisław Geremek i Maria Janion i dziesiątki, setki, tysiące innych. To wielki zaszczyt i satysfakcja, że przyszło nam żyć, walczyć, tworzyć, budować w czasach razem z nimi, których teraz już nie ma. To też jest wielkim zbiorowym zobowiązaniem. Piszmy o nich i o sobie a nie o tamtych… to dwa światy. To po pierwsze.
Nigdy nie byłem sam w tym co robię. Zawsze było ze mną grono bliskich, podobnie myślących, ofiarnych ludzi, którzy przede wszystkim myśleli o innych, szukali sposobów, pomysłów, by świat był bardziej przyjazny, lepszy. Nic się nie zmieniło, choć wielu odeszło, niektórzy na „złą stronę”, choć na wielu się zawiodłem, choć wielu mnie oszukało, okłamało, okradło… Ale kilku pozostało i zawsze poznawałem nowych, wspaniałych i ciekawych ludzi. Jest nas wiele, nie wiem, czy kiedyś było „więcej” czy „mniej”, nigdy nie byli to „wszyscy”. Myślę, że tak naprawdę niewiele się zmieniło. Potrafimy budować środowiska, potrafimy być otwarci, nie jesteśmy sami. Każdego dnia w różnych miejscach różni ludzie robią coś dobrego, by zło pokonać, by sobie wzajemnie pomagać. Myślę, że jest ich o wiele więcej niż w podziemiu za komuny, choć odczuwalnej, zbiorowej empatii mniej. Może to dlatego, że znakomitej większości teraz żyje się łatwiej i wygodniej? Pozornie bezpieczniej? Nie mniej „ludzi dobrej woli jest więcej…” choć nie jest to wiodącym tematem mediów, powieści, filmu czy poezji. Dzieje się w małych strukturach, codziennie, bez blasku. To po drugie.
Czy my, nasz kraj był kiedyś lepszy? Inny? Zawsze jest lepiej, gdy „my” wygrywamy a gorzej gdy wygrywają „inni”, inaczej myślący, mający odmienną hierarchię wartości i inne priorytety. To jeden poziom. Ale masz 100% racji pisząc, że w czasach władzy Kaczyńskiego sytuacja jest inna, boleśnie bezprecedensowa dla naszego pokolenia, choć tak podobna do czasów komuny. Uzurpatorzy, bo tak trzeba nazwać łamiących konstytucję i bezprawnie zmieniających prawo, sięgają szczytów niekompetencji, chamstwa i złodziejstwa a przede wszystkim, jawnie, bezwstydnie nami gardzą. To jest coś „nowego”. W pewnym sensie sytuacja ta jest groteskowa, bo ta grupka polityczna dorwała się do władzy dzięki milionom ludzi pracujących od lat w imię swoich aspiracji indywidualnych i zbiorowych dla Polski i jej dobrobytu a teraz, gdy wykorzystali odzyskaną przez nas wolność to gardzą nami i obrażają nas słowem, działaniem, gestem, całymi sobą. Wojtku, nie powinno to obezwładniać a mobilizować. Nie jest to tragiczne tylko groteskowe i jak historia uczy – bez przyszłości. Zdobyli władzę dzięki wielkiemu kłamstwu i naszej niefrasobliwości, kłamią dalej i ich gesty są coraz bardziej nieadekwatne, karykaturalne, oderwane od rzeczywistości. Piszesz, że mimo wszystko nadal wielu im „wierzy” a jeszcze więcej jest obojętnych. To fakt, ale niczego nie zmienia. Na kłamstwie niczego na dłuższą metę nic nie da się zbudować. Oni tak są zakłamani, że nawet nie są w stanie ocenić skali błędów, które popełniają. To oni są na drodze do klęski.
Wymieniasz kilka nazwisk, osób „do zapomnienia”. Nie słucham tych, którzy nie mają nic do powiedzenia. Dość łatwo można ich rozpoznać. I nie jest tak, że nie ma ludzi, którzy wiedzą co mówią i po co mówią i co nie jest bez znaczenia; potrafią mówić. Jest ich wiele. W każdej dziedzinie. W każdym środowisku. A że nie występują zbyt często publicznie (raczej odwrotnie, bardzo rzadko) w mediach o dużym zasięgu to przecież dla nas nic nowego. Radziliśmy sobie kiedyś z tym w o wiele gorszej sytuacji, poradzimy sobie i teraz. Ci co nie mają nic do powiedzenia, kłamią albo mówią wypowiadając jedynie zdania bez żadnego znaczenia przez sam fakt występowania w mediach nie zmieniają nic ze swojego elementarnego „bez znaczenia”. Nie oceniam tak źle jak Ty poziomu dyskursu w Polsce. Odbywa się on gdzie indziej i to dość intensywnie. Po tych kilku latach rządów uzurpatorów jesteśmy w dość szerokiej skali „polityczni” i to według mnie na wysokim, rzetelnym poziomie. Pewnie najwyższym w naszych dziejach. Kiedy było to pełniejsze? W międzywojniu? Za „Solidarności”? W I Rzeczypospolitej kiedy jedynie cień myśli oświeceniowej do nas dotarł? Chyba od czasów Ottona III nie byliśmy aż tak blisko Europy, świata. Kanały przepływu myśli i informacji są otwarte. A że nie dzieje się to w telewizji, masowych portalach i prasie, które w pogoni za zyskiem schlebiają niskim masowym gustom i niskim, masowym kompetencjom chyba nikogo nie powinno dziwić i przyprawiać o stres. A szczególnie Ciebie, bo przecież przez tyle lat współdecydowałeś o Gazecie i znasz lepiej ode mnie narzędzia i mechanizmy, które decydują o obliczu mediów. Ja jestem ich ofiarą, Ty jednym z ludzi odpowiedzialnych za ten stan. Jest jak jest.
Ale przecież prawdziwe życie rozgrywa się gdzie indziej. Są debaty prawnicze, jest prof. Włodzimierz Wróbel, są ekonomiści ciągle spierający się ze sobą, są ludzie kultury tej wielkiej i masowej, głównego nurtu i tysięcy nisz, są badane i oceniane zachowania społeczne, jest wspaniale rozwijający się ruch ekologów bez granic, wreszcie politycy… chociażby Donald Tusk, jeden z najciekawszych polityków polskich ostatniego stulecia i to w dodatku o międzynarodowym znaczeniu i uznaniu przez ważnych tego świata. A Adam Bodnar? A Lech Wałęsa, który ciągle walczy i przypomina, Włodzimierz Frasyniuk, Olga Tokarczuk? Wybrani w I turach przez rzesze ludzi Prezydenci naszych miast? Dziewczyny ze Strajku Kobiet? Lotna Brygada… Twoi Obywatele RP wreszcie, nasze Forum Długiego Stołu. Wojtku, jesteśmy. To nie jest martwy, przegrany świat.
Wojtku,
pytasz co robić? Czekasz na wyciągnięta dłoń. Wymagajmy od siebie więcej. Wymagajmy więcej od polityków nas reprezentujących. Idźmy razem na wybory i nie pozwólmy za wszelką cenę zabrać nam prawa wyboru, bo taka jest konsekwencja rządów Kaczyńskiego. Zjednoczeni, zdeterminowani, pewni swoich racji, bo chcemy dobrze. Bo jesteśmy zobowiązani wobec ludzi, dzięki którym odzyskaliśmy wolność i wobec siebie samych, naszych dzieci i ich dzieci.
Pawle, Wojtku,
czuje się podobnie jak Wojtek. Podobnie widzę Polskę i Polaków. Nie czuję jednak upokorzenia. Czuję się oszukiwana, czuję, że ze mnie kpią, ale nie to jest powodem mojego zamykania się w sobie. Jest nim poczucie bezradności, wywołanej tym, że ludzi dobrej woli jest mniej. To mnie najbardziej boli, że pomimo podłości pisowskiej zgrai (nie nazwę ich politykami), wygrywają wybory, prowadzą w sondażach. To dla mnie znaczy, że Ty Pawle, Wojtek i ja jesteśmy w mniejszości. Że większość obywateli tego kraju chce takiej władzy, takiej rzeczywistości, takich relacji. Dlatego przestałam czuć się cząstką tej społeczności. I na starość marzę tylko o tym, żeby stąd wyjechać i nie oglądać się za siebie.
Pozdrawiam Was
Ilona
PolubieniePolubienie