Ile razy już w naszej historii przeżywaliśmy tę cholerną dwubiegunowość?
Up and down. Od szczytów euforii do głębokiej depresji. Pamiętacie ekscytację i podniecenie, że Trzaskowski pokona w 2020 roku Dudę w wyborach prezydenckich? Były one aż tak duże, że w zasadzie nie zwrócono uwagi, że wybory w czasie pandemii są przeprowadzane w niekonstytucyjnym, niedemokratycznym trybie z wyraźną nierównowagą stron, że strona opozycyjna bardziej walczyła ze sobą niż z kandydatem władzy, że znowu nie byliśmy w stanie się zjednoczyć. W efekcie ogarnęło nas dołujące przekonanie, że kolejna kadencja nominata Kaczyńskiego, który wygrał w II turze niewielką przewagą (AD – 10 413 094, RT – 9 921 219 przy frekwencji ponad 68%) pozwoli utrwalić i wzmocnić pełną dominację jedynie słusznej partii, która konsekwentnie ogranicza nasze prawa i wolności i by rządzić długo i bez kontroli przejęła wszystkie instytucje państwa i zmierza do wyjścia lub aż tak dalekiego odejścia od Unii Europejskiej, że zapewne znajdziemy się w sferze buforowej, jeżeli nie w czystej formie w protektoracie Rosji a nasz sen o Polsce demokratycznej w europejskiej rodzinie wolnych społeczeństw, bezpiecznej i dostatniej skończył się już kilka lat temu.
Kompromitacje Dudy od 2015 roku nie mają końca. Połowa narodu pali się ze wstydu, kpi i szydzi, druga darzy prezydenta najwyższym zaufaniem. W naszej bliższej i dalszej historii nie było lepiej. Skrajne podziały i polska jazda od euforii do depresji. Było też o wiele bardziej tragicznie. Ach, te noce sierpniowe… Warszawskie dzieci pójdziemy w bój, za każdy kamień Twój, stolico damy krew… I dały, nie tylko dzieci, 200 tys. zabitych, zrównane z ziemią miasto a teraz wytatuowane na łydkach i bicepsach kotwice „Polski walczącej” i niekończący się ludowy festyn w rytm powstańczych pieśni i w blasku zapalanych z hukiem i dymem przez rzesze faszyzujących kibiców czerwonych rac. Wielki sukces „polityki historycznej” Lecha i Jarosława Kaczyńskiego. „Niech Bóg odpowie, czy dobrej służyłeś Ty sprawie” – mówi do siebie w „Balladzie” Czesława Miłosza matka Gajcego, jednego z dwudziestoletnich poetów poległych w powstaniu. A przecież nie było to przeznaczenie. Ktoś wydał rozkaz a teraz święcimy wybuch a zapominamy o klęsce Powstania. Kilka tygodni temu Duda ogłosił realizację projektu zrujnowania widoku i symbolu Grobu Nieznanego Żołnierza ogłaszając odbudowę „kamienicy Skwarcowa” zwaną teraz „pałacem saskim” niszcząc zarazem ruinę kolumnady, znaczący tak wiele element powojennej rekonstrukcji pomnika z 1946 roku.
Jak premier Donald Tusk dziesięć lat temu (mniej więcej) w znanym wywiadzie prasowym zaproponował „ciepłą wodę w kranie”, czyli trochę spokoju, życie bez uniesień, dzień po dniu pracę, odpoczynek i stopniowe budowanie „zwykłego” dobrobytu, wreszcie czas nauki, że warto wreszcie zająć się sobą, że opłaca się współpracować, budować, rozwijać się, doskonalić i spokojnie korzystać z życia a nie spierać się w jałowych dyskusjach o wyższości świąt to od razu rzucili się wszyscy na niego, że nie ma w tym „idei”, że to „przeciętniactwo” bo to i tamto… Że brak „polityki”… wzburzyły się umysły i osobowości oczekując sporu, walki, bitwy na idee. Bezideowość – to był główny zarzut. Do dziś jest on stawiany. Tusk powrócił. Wraca „stare” – mówią ci sami to samo.
Nie musieliśmy długo czekać. Pojawił się przywódca z kłamstwem smoleńskim i „Polską w ruinie” na ustach i bilbordach i ludzie uwierzyli, że czas „ciepłej wody w kranie”, czas PO i PSL, Tuska, Kopacz, Kosiniak-Kamysza, Komorowskiego się skończył. Nie myślę o wyznawcach „Jarosław Polskę zbaw” tylko o tej przeważającej reszcie, dla których było zbyt „nudno” i w dodatku dowiedzieli się, że „ci z centrum” jedli ośmiorniczki i dali „się nagrać”. Demokracja, kompromisy, procedury i praca bywa nudna a ludzie z nudów robią rzeczy bezmyślne. „Nie macie z kim przegrać?” – to przegracie z Dudą, bliżej nieznanym, w 100% podporządkowanemu Kaczyńskiemu urzędnikiem średniego szczebla, osobie bez właściwości. Pewna grupa wyborców zagłosowała za Dudą, jak sami przyznają „po złości”, przeciwko PO i Komorowskiemu, bo to jest „dziaders” jak dzisiaj się mawia i mamy to co mamy… drugą kadencję populistycznej, nacjonalistycznej, autorytarnej, jak ta w PRL-u władzy jednej nomenklaturowej partii z I sekretarzem na czele kłamiącej od rana do wieczora i znoszącej krok po kroku demokratyczne reguły zapewniając sobie bezkarność z jednej strony i łupiąc, niwecząc cały dorobek wolnej i niepodległej Polski z drugiej. Patrzymy na to z przerażeniem i smutkiem, bo wygląda, że wygrali na długo. Widać bardzo wyraźnie (choć wiele osób to wypiera), że znoszą zasady demokratyczne, bo władzy nie zamierzają przekazać komukolwiek a w dodatku stale popiera ich 30-40% ludzi, którym wygodniej jest żyć z autorytarną władzą, bo tacy są, tak myślą, bo tak się im opłaca, bo tak im mówią z ambon księża, oddani sojusznicy władzy. Bo tak wygodniej. Nikt od nich niczego nie wymaga oprócz głosowania, potakiwania głową i niechęci przechodzącej w nienawiść do oponentów.
Mamy takie społeczeństwo jakie i jacy jesteśmy. Dwubiegunowe, pod względem psychicznym i mentalnym. Władza mówi co chce. Nie wszystko robi, co mówi, bo przede wszystkim jest skrajnie niekompetentna i raczej zapowiada niż robi, ale to wystarcza by włos się jeżył i ogarniał lęk. Zapowiada odejście z Unii, faktycznie naraża nasze bezpieczeństwo i sojusze. Kłamie i kradnie. Opanowała całe państwo, niszczy edukację, indoktrynuje razem z kościołem znaczącą część społeczeństwa, uderza w wolności, ludzie umierają i chorują, bo nie radzą sobie z epidemią tak jak mogliby i powinni, gdyby mieli więcej kompetencji i inne priorytety… Jątrzą, dzielą, gardzą większością demokratycznie nastawionych obywatelek i obywateli. Naruszają prawa kobiet, mniejszości. Są wrogo nastawieni do wszystkich, którzy nie są za nimi. Są skłóceni i wrogo nastawieni do wszystkich sąsiadów, przede wszystkim Niemiec, naszego głównego partnera i sprzymierzeńca w Unii i Ukrainy, której niezależność od Rosji razem z sąsiednią, choćby formalnie niezależną od Moskwy Białorusi jest od lat obowiązującą strategią ochrony naszej wschodniej flanki. Walczą z zachodem, Unią, Europą, nowoczesnością, uchodźcami, Żydami, ateistami, homoseksualistami ku zadowoleniu najniższych warstw lubiących takie wojowanie. Nie dziwi zatem, że wiele osób nie widzi dla siebie przyszłości w tym coraz mniej swoim kraju, że czujemy się zagubieni, przegrani, zniesmaczeni i bardzo smutni. Bardziej wrażliwi powinni ustawić się w niekończącej się kolejce do aptek po środki antydepresyjne. Myślę, że większość, obronnie lub dla swojej wygody i lepszego samopoczucia nauczyła się nie zwracać na to uwagi.
Wojtek Fusek pracował przez lata i kierował największą Gazetą, która przez lata współdecydowała o wynikach wyborów. Teraz jej były wice naczelny napisał przejmujący tekst na Facebooku, że już nie jest w stanie odnaleźć w tym spisowiałym kraju wśród tych spisowiałych ludzi. „Bezradnie zrozpaczony szukam przyczyn utraty resztki sił. Z trudem wstaję, pracuję. (…) Byłem naiwny. Tej przeklętej ziemi nie da się zaorać i posiać ziarnem rozsądku i dobroci.(…)” – pisze gorzkie, trudne zdania. Donald Tusk w poniedziałek na Długim Targu w Gdańsku przywołał w swoim przemówieniu ten wpis zwracając się do Fuska – „Nigdy nie będziesz sam”. (pełny tekst Wojtka: https://pawelbujalski.blog/2021/07/17/18-07-2021-wojtek-fusek-zolnierz-uspionej-armii/ )
Andrzeju Celiński, inteligent pełną gębą, dziś 70+, kiedyś, jeszcze za komuny jeden z liderów opozycji demokratycznej, później, po 1989 roku „człowiek władzy”, elity, między innymi minister kultury pisze w mediach społecznościowych od dłuższego już czasu teksty podobne do Wojtka; pełne goryczy, niemocy, zawodu. Wczoraj na Facebooku: „(…) Unii Polakom nie brak. Nieszczęście, że – pozwolę sobie na okrutną dla nas hipotezę – najpierw i prawie bez reszty – KASA. No i wolność przemieszczania się. W kwestii fundamentalnej – kwestii wartości – jestem wstrzemięźliwy. I jest to wyraz mojej wielkiej delikatności wobec mojego narodu. (…) Bo, kurna, jak mawiał Pawlak, nam się należy! (On nie o kasie, lecz to jego „kurna” jest mi tu potrzebne).To jest dominanta europejskiej świadomości Polaków. I dlatego ci zdrajcy naszych przodków, naszej Ojczyzny, marzeń mojej Mamy i mojego Ojca: Kaczyński, Witek, Morawiecki, Duda, Ziobro, Wójcik, Kaleta, Manowska, Przyłębska, Woś, nomen omen Warchoł są tak prawdziwie w Polsce dzisiaj skuteczni. Larum biją!”
W latach 90-tych byłem pierwszym demokratycznie wybranym burmistrzem Woli, później zastępcą prezydenta Warszawy, budowałem samorząd, uczestniczyłem w życiu politycznym pierwszych dekad odzyskanej niepodległości – razem z Wojtkiem i Andrzejem, choć w różnych miejscach, robiliśmy co potrafiliśmy, mogliśmy, coś nam się udało, wiele nie, ale to od nas, do cholery, zależało więcej niż od innych, tzw. większości.
Choć podzielam wiele z wyrażanych przez Fuska i Celińskiego i bardzo wiele podobnych opinii o tym, co nas otacza, to z jednym się nie zgadzam. Społeczeństwo jest takie jakie i jacy my jesteśmy; ani dobrzy ani źli. Różni, dobrzy i mniej dobrzy, uczciwi i nieuczciwi, mądrzejsi i głupsi, przede wszystkim różni. Ale za sytuację, która jest teraz i która tak nas niepokoi nie my, społeczeństwo, odpowiadamy. Tak można byłoby mówić przy pewnych założeniach, gdybyśmy jeszcze mieli obowiązujący w państwie system demokratyczny. Ale przecież od czasu zamachu na Trybunał Konstytucyjny w roku 2015 (a może i wcześniej od ułaskawienia przez Dudę nieprawomocnie skazanych za nadużywanie władzy Kamińskiego i jego dwóch współpracowników, dziś szefów policji politycznej) krok po kroku, jest on skutecznie ograniczany i już od dłuższego czasu nie ma u nas instytucji demokratycznego państwa prawa, nie ma gwarancji niezależności i równości stron. Nie ma debaty publicznej, parlamentarnej i kontroli społecznej władzy, niezależnej od władzy prokuratury i policji, w części sądów a przede wszystkim nie ma szacunku władzy do obywateli. Odwrotnie. Panuje kłamstwo i nachalna, bezwstydna propaganda mediów partyjnych. Oni nami gardzą. Gardzą, bo kłamią, gardzą, bo kradną, gardzą, bo nie uznają i nie szanują naszych praw, naszej różnorodności. Wszyscy razem, sympatycy i przeciwnicy władzy jesteśmy po tej samej stronie krat i to sympatycy władzy są zniewoleni, nie my, przeciwnicy, wołający o wolność. Mimo pozorów wyborów, to władza a nie my decydujemy o ich wyniku.
Bez debaty publicznej, w kłamstwie, z totalną, bezwstydną, pełną kłamstw i nienawiści propagandą, z wykorzystywaniem pieniędzy publicznych w interesie politycznym partii, z nomenklaturą w gospodarce, urzędach, wszędzie, z polityczną policją i prokuraturą nie można mówić o rzeczywistych poglądach i opiniach wolnych, samodzielnie myślących ludzi. Nie można mówić o uczciwych wyborach i sympatiach. Można mówić o apatii i manipulacji, o oportunizmie, buncie i niezgodzie a nie o politycznych wyborach w tradycyjnym rozumieniu działających zgodnie z zasadami systemach demokratycznych.
Nie szukałbym winy za dzisiejszą sytuację wśród ludzi, wyborców, szczególnie tych prostych, zajętych codziennością, że myślą przede wszystkim o sobie, o kasie, wygodzie, że ich chata z kraja, choć dzisiaj widoczny brak empatii jest bolesny, bolesny tym bardziej, że przeżyliśmy w przeszłości, którą wiele z nas pamięta, pozytywne doświadczenie solidarności a teraz, szczególnie w czasie pandemii, widzimy jej powszechne wyraźne zaprzeczenie. Mam pretensje i obarczam winą polityków a przede wszystkim jednego z nich, Jarosława Kaczyńskiego. Rola jednostki w historii bywa okrutna, zła i szalenie destrukcyjna.
To prawdziwe nieszczęście, że znalazł się taki, co zebrał wokół siebie najgorszy z możliwych „sort” sobie poddanych i skłócił, poróżnił, brutalnie podzielił według swojego scenariusza, świadomie obudził demony wśród setek tysięcy ludzi a myśmy na to pozwolili. Nie jest to ani nic szczególnego w historii powszechnej i krajowej ani nie ma przyszłości, jak uczy historia, ale tu i teraz zagraża naszemu bezpieczeństwu i cholernie przeszkadza w życiu, pracy, planowaniu czegokolwiek. Wyrwano nas, całą strukturę, biznesy, pracę, kariery, planowaną przyszłość z przewidywalnego trybu i poddano kaprysom i planom władzy. Tak, powiedzmy sobie prawdę; nie mamy żadnego instytucjonalnego wpływu na decyzje władzy wobec nas.
Choć my, demokratki i demokraci, pozwoliliśmy mimo wiedzy, kim on jest, dojść mu do władzy, to jednak my, trzeba to pamiętać, nie dzieliliśmy ludzi, nie szukaliśmy i nie budowaliśmy figury „wroga”, nie było w nas nawet odrobiny nienawiści i ludzie, choć nie są aniołami nie rzucali się sobie do gardeł z naszego powodu. Tak było. Ba, nikt też nie wątpił, że władze można lub potrzeba zmienić, gdy jej energia i skuteczność się wyczerpie.
To prawda, że nic tak naprawdę mądrego nie zrobiliśmy z edukacją, ochroną zdrowia, emeryturami i podatkami, energetyką, węglem, z klęską klimatyczną, mądrą urbanizacją, cholerny błąd to zanik instytucji kultury i mecenatu państwa w tym zakresie, to niewłaściwe relacje z kościołem… ale polityka zagraniczna i nasze bezpieczeństwo, Unia i NATO, gospodarka, wzrost dobrobytu najwyższy w historii, samorządy lokalne, policja, straż pożarna, sieć dróg, rozwój miast, telekomunikacja, otwarcie na Europę i świat, dość swobodne realizowanie aspiracji tych, którzy je mają, szeroka sfera wolności – to była rzeczywistość poprzednich dekad.
Jak ktoś ma depresję, to nie można mu mówić, że jest temu winien, albo klepać po ramieniu i pocieszać – jakoś to będzie. Depresja zawsze ma przyczynę. Potrzebna jest odpowiednia terapia – mówienie prawdy o tym z czym mamy do czynienia, rozmowa, budowanie relacji, stosowanie odpowiednich środków. O depresji i jej przyczynach trzeba mówić – ten zły sen to Kaczyński, jego dążenie do niekontrolowanej, pełnej, niczym nieograniczonej władzy i „sprawczości”, władzy którą sprawuje on i jemu w pełni podporządkowana partia. Dajmy spokój ludności… Ona jest karmiona kłamstwem i nienawiścią i nadawcy tego komunikatu mają swoje imiona i nazwiska. To setka osób i mnóstwo zagarniętej władzy i narzędzi do manipulowania. Też wolałbym żeby na spotkaniu Tuska na Długim Targu było cztery razy więcej ludzi. Ale pamiętam 86-87 rok i więdnącą energię i zmęczenie podziemia (a teraz jeszcze pandemiczna apatia!) i pamiętam odrodzenie i przebudzenie, jak święto w 1989 roku i zwycięskie miesiące po czerwcu 89 roku. Od depresji do euforii, tylko w tym przypadku trwała ona stosunkowo długo i miała kilka wzmocnień… NATO, Unia, kolejne wybory, które przyjmowaliśmy z nadzieją…
Teraz o demokratyczne, wolne wybory będzie o wiele trudniej. Ba, jestem przekonany, że władza na nie pozwoli, że nie ma już możliwości, by takie wybory się odbyły. Jakieś będą, jak w innych autorytarnych krajach. Dziwi mnie, jak to jest wypierane z naszej świadomości. I wtedy najważniejszy będzie nasz, obywatelek i obywateli, poziom odpowiedzialności i determinacji w walce o przyszłość, wolność, demokrację, Polskę w Unii Europejskiej. Bez szerokiego poparcia dla bloku demokratycznego, masowych protestów i wymuszenie przekazania władzy się nie obędzie. Pamiętajmy o tym, gdy dzisiaj tak łatwo oceniamy siebie samych. To jest szalenie demobilizujące.