31.07.2021. / Refleksja przed godziną „W”

(foto – Warszawa sześćdziesiąt parę dni po godzinie „W”)

31 lipca. Dzień przed kolejną rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, przed godziną „W”. Patriotyczne wzbudzenie, kibice z całej Polski gotują się do „zadymy” na rondzie Dmowskiego, internet się „grzeje”, szykują race, politykom pisane są płomienne przemówienia.

Dzieje się tak już parę ładnych lat a ja wciąż znakomicie pamiętam zapach płonących świec na Powązkach, tysiące ludzi w skupieniu dających świadectwo, ściszone rozmowy, porozumienie bez zbędnych słów, pokorę, smutek i oddawany co roku, niezmiennie głęboki hołd tym, którzy „nie wiadomo, czy dobrej służyli sprawie – niech to Bóg osądzi”, jak napisał Miłosz w Balladzie przywołując modlitwę matki nad grobem Gajcego, na zawsze dwudziestoletniego poety Powstania. Tęsknię za tymi, warszawiaków, rodzinnymi wizytami na grobach z brzozowymi krzyżami. Tęsknię za tą ciszą, zapachem i smutkiem przegranych. W efekcie dało nam to siłę i mądrość, by odzyskać wolność i prawo do samodecydowania.

Od blisko dwudziestu lat wbrew faktom zostaliśmy zwycięzcami Powstania. Z roku na rok coraz bardziej niekwestionowanymi. Takie mamy Muzeum i taka oficjalną „narrację”. Za komuny mało komu przychodziło to do głowy. Pamiętam śmierć, żałobę w rodzinie bliższej i dalszej, prześladowania żołnierzy AK, codzienność nie była optymistyczna. Widziałem zniszczone resztki budynków, ślady kul na wysokości okien i miasto, którego już nie ma. Do dzisiaj znaki tego czasu są nadal razem z nami, choć minęło 77 lat. Chodziliśmy na groby. Znaliśmy teksty piosenek powstańczych na pamięć, choć nie uczyliśmy się ich w szkole. Nieoficjalnie przede wszystkim wszystkiemu była winna Rosja i Stalin. „Nasze” komuchy to był element większej całości. Od lat, które świadomie pamiętam, do propagandy komuchów większość była odwrócona plecami, przynajmniej w szeroko rozumianym moim środowisku. Lata ich pierwszych propagandowych sukcesów były dawno za nimi. Miałem wrażenie, że rozumieliśmy się bez słów. Z czasem zaczęto mówić, coraz głośniej, szerzej, śmielej. Przegrane powstanie w pewnej mierze tłumaczyło sytuację, w której przyszło nam żyć i z którą przyszło nam się mierzyć. Uczyło pokory, było świadectwem. Nie pamiętam żywej dyskusji o decyzji wybuchu powstania czy ocenie jego skutków. Skutki były za oknem. To wystarczyło. Nie mówiliśmy, że zwyciężyliśmy… o nie!

Z rosnącym z roku na rok niepokojem i dysonansem poznawczym zauważam, że siła dzisiejszej rządowo partyjnej propagandy, konsekwentne, instrumentalne budowanie mitu stały się aż tak skuteczne, że ludzie zamiast elementarnej wręcz dawki krytycznego myślenia, w większości, bez zastanowienia operują wbitymi im do głowy stereotypami i powtarzają publicznie i prywatnie zdania, z których nic nie wynika, w których nie ma logiki, nie ma następstwa przyczyny i skutku, zdolności do samodzielnej oceny znanych przecież faktów.

Młodzi ludzie na bicepsach, torsie czy łydkach tatuują sobie kotwicę, symbol Polski Walczącej, zakładają odpowiednie „patriotyczne” czapeczki i podkoszulki, kupują w tysiącach gry planszowe, kalkomanie, grają „w wojnę”, raperzy śpiewają piosenki powstańcze, dziewczyny przygotowują okolicznościowe makijaże. Spece od „polityki historycznej” zacierają ręce. Można? Można.

Zamykamy przestrzeń do dyskusji, debaty. Nie ma już miejsca na różniące się politycznie oceny decyzji i ich skutków, rozważania uprawnionych do tego historyków czy prywatne, różne i różnie opowiedziane historie, emocje, konsekwencje, które w sumie składają się na zbiorowe doświadczenie i wspólny przecież los. Tu nie chodzi o to, kto „ma rację”. Prywatne historie i motywacje bywają różne. Chodzi o to, że tracimy zdolność do rozmowy, bo w dominującej większości ignorujemy zasady krytycznego myślenia na rzecz bezwarunkowego przyjmowania narzuconych, wszechobecnych „narracji”, które spadają na nas jak zasłona na oczy i zastępują myślenie. Dla tych „narracji” pozbawiamy słowa ich rzeczywistych znaczeń a siebie możliwości wzajemnego komunikowania się. Logikę gramatyki, następstwa czasów, związki rzędu i zgody zastępujemy unoszącym się ponad porządkiem mitem, w dodatku politycznie instrumentalnie wykorzystywanym dla partykularnych celów i realizowany wszelkimi dostępnymi środkami masowej i kierunkowej manipulacji. W takich warunkach nie da się rozmawiać.

Mit budujący oficjalną propagandę władzy i przyjmowany przez wiele osób jak aksjomat, że gdyby nie Powstanie (śmierć 200 tys. ludzi i zburzone do cna miasto z całym dobytkiem jego mieszkańców) to byłoby bez najmniejszych wątpliwości „zasadniczo” inaczej/gorzej niż to co znamy z historii lat powojennych, z rzeczywistości, którą przecież fizycznie doświadczyliśmy i że właśnie Powstanie i niezłomność powstańców, ich patriotyczny zryw jest fundamentem dzisiejszego (ich władzy i nas narodu) zwycięstwa. Dlatego, tak wiele, w oparciu o ten pewnik, który w rzeczywistości jest przecież jedynie „narracyjnym założeniem”, projekcją mitu, złudą, lękiem, nie wiem czym jeszcze, powszechnie, oficjalnie, w szkołach, muzeach, na facebooku, przemówieniach, kazaniach oczywista klęska nazywana jest zwycięstwem.

Wszystko to, co gorsze, jak marna popularna literatura, fikcja, projekcja, tani i szkodliwy mit z jego popkulturowymi znakami zastępuje, skutecznie wypiera rozmowę o rzeczywistym świecie i naszej historii. Sami sobie odbieramy możliwość rozwoju, uczenia się na błędach, rozumienia konsekwencji podejmowanych działań. Odbieramy sobie poczucie odpowiedzialności karmiąc się „nierzeczywistością” jarmarcznego show. To jest tragiczny, kolejny efekt przegranego Powstania. Kontynuacja klęski.

Gdy patrzę na zdjęcia zburzonej Warszawy po Powstaniu bardzo się boję, jakie będą konsekwencje tej samo zawinionej, sterowanej celowo przez władzę, niestety powszechnej, narodowej i „patriotycznej ucieczki od racjonalizmu” i odpowiedzialności za nasz zbiorowy los. Ponownie aż taki stopień „nieprzystawalności” do realnego świata, że znowu stracimy niepodległość czy jedynie czeka nas zacofanie, „droga do niewolności” i „dobre lata” dla spryciarzy, co potrafią takie narracje tworzyć i wykorzystywać dla swoich partykularnych celów?

Pamiętajmy, ku przestrodze:

1 Comment

  1. Węgrzy mieli swój 1956 a nie przeszkodziło to Orbanowi (kiedyś podobno żarliwemu antykomuniście) w uściskach z Putinem i z Rosją. Relacja Czechów do Rosjan jest jeszcze ciekawsza (ich prezydent chyba nie do końca nawet czuje się Czechem) pomimo tego że też otrzymali „bratnią pomoc”. Więc nasze zanurzenie w zmitologizowanej wizji powstania przy tym wszystkim nie dziwi. Co dziwi i intryguje to odstawienie PW na boczny tor tej historycznej narracji PiS na rzecz kiltu „żołnierzy wyklętych”. Chyba ten ostatni prowokuje do mniejszej ilości niewygodnych pytań.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s