Urodziłam się w Polsce w sierpniu 1980 roku. Mam 41 lat. Jestem w średnim wieku… Dzieciństwo było trudne, bardzo trudne. Poród, pierwsze miesiące a później ciągłe kłopoty ze zdrowiem i ludźmi. Pochodzę z rodziny patologicznej, jak twierdzą niektórzy, mniej życzliwi i na bakier z poprawnością polityczną. Chodziłam na terapię, próbuję to przełamać, wyrwać się z kleszczy, ale ze zmiennym szczęściem. Trzymano mnie w podziemiach, w ośrodkach zamkniętych… Jakoś przetrwałam dzięki determinacji podobnych do mnie, ludzkiej życzliwości, pomocy z zagranicy. Miałam nawet swoje „pięć minut” w 1989 roku, późną wiosną z kulminacją w czerwcu. Wydawało się, że wreszcie trafiłam do prawdziwego domu, gdzie traktuje się mnie poważnie, mogę wreszcie zabrać głos, który bierze się pod uwagę, siedzę przy stole z innymi na równych prawach a nawet urządza mi się huczne urodziny. Kilka z nich pamiętam.
Nie zdałam kilku egzaminów. Myślałam, że mogę się poprawić, jeszcze raz spróbować… Próbowałam, ale nie wyszło wszystko tak, jak chciałam. Raczej słabo, wiem. Okazało się, że są silniejsi ode mnie, ważniejsi, lepiej ustosunkowani. Do jednych nie dopuszczono, inne oblałam, reszta raczej „trójki”. Przynajmniej takie wystawiano oceny, choć szczerze mówiąc, mam inne zdanie na ten temat. Stale wypowiadano mi moje pochodzenie, przekonania, brak wiary i kosmopolityzm. Jakoś radziłam sobie, bo miałam jeszcze z dzieciństwa ciągnące się przyjaźnie zagraniczne, które co prawda stale mi wypominano, ale były na tyle znaczące, że czułam się mimo wszystko bezpiecznie. Ba, nawet w 2004 roku odniosłam znaczący sukces. Wydawało się, że razem z gronem przyjaciół na dobre zadomowię się, zbuduję swoją pozycję i wreszcie odetchnę i zajmę się codzienną pracą. To złudzenie trwało 10 lat, może odrobinę dłużej…
Niestety. Dzisiaj znowu odsunięto mnie w najciemniejszy kąt. Opowiadają o mnie nieprawdopodobne historie. Kłamią, obrażają, przypisują sobie zasługi… Obrzydliwe jest to i przykre, ale przywykłam. W dzieciństwie było to samo. Wtedy poradziłam sobie, może i teraz się uda? Siedzę w kącie, skulona, smutna i czekam na lepsze dni… jak Ci na granicy z Białorusią.