18.10.2021. / Na granicy – agonia państwa narodowego

Byłem zwolennikiem stopniowej, coraz głębszej integracji państw i społeczeństw Unii Europejskiej, w tym oczywiście Polski z UE, ale z zachowaniem struktury związanych i ograniczonych traktatem zjednoczeniowym, nie mniej w pełni samostanowiących państw. Od kilku lat patrząc z bliska na to co się dzieje w Polsce (i na świecie) staje się coraz bardziej radykalny i stanowczy. Nie, trzeba inaczej, szybciej i stanowczo. Nie wiem kiedy dokładnie, ale przeszedłem na pozycje federalisty.

Jestem zwolennikiem budowy silniejszych, większych organizacji; państw federalnych, ze schodzącą w dół autonomią i traktowaną poważnie zasadą pomocniczości. Europa i projekt Unii Europejskiej znakomicie nadaje się na podjęcie takiego wyzwania. Mamy zresztą w Europie i na świecie państwa z ustrojem federalnym i na ich przykładzie widać jak może to wyglądać w praktyce.

Myślę, że tzw. państwa narodowe wobec wyzwań, które niesie współczesność (niekorzystne zmiany klimatu, ekologia, demografia, migracje, nierówności, że wymienię kilka z najważniejszych, globalnych zagrożeń dla całej cywilizacji) to już przeżytek rodem z XVIII i XIX wieku. Zrodzone w wyniku oświeceniowego ruchu emancypacyjnego po doświadczeniach wojen i totalitaryzmów a ostatnio globalizacji XX wieku dziś stały się nieprzystawalnie anachroniczne a ich powolna agonia w wielu przypadkach przynosi niewyobrażalne wręcz szkody i grozi konfliktem na wielką skalę. Państwa narodowe a przede wszystkim wykorzystujące ich strukturę nacjonalizmy wykorzystują tę pozorną sprzeczność między „lokalnym” (narodowym) a „globalnym” (uniwersalnym), co budzi wśród bardzo wielu ludzi groźne dla pokoju partykularne odruchy obronne.

Odradzają się egoizmy i nienawiść, które, (co wiemy na przykładach historycznych, które dzisiaj są powtarzane w różnych miejscach, w tym w Polsce) są sprowokowane, wywołane i wykorzystywane przez lokalnych (w przypadku Trampa, więcej niż lokalnych) autokratów. Zazwyczaj kreują się oni na samozwańczych obrońców narodowych, zawsze populistycznych ideologii. Czynią to „w obronie” tradycji, instytucjonalnie „organizowanej” wiary, patriarchalnej rodziny i różnych „lokalizmów” przeciwstawianych uniwersalności i współczesności i trafiają na podatny grunt wśród zagubionych w swej masie ludzi. „Nacjonalizmy” zaczynają żyć własnym życiem i doprowadzić mogą bardzo szybko do chaosu i katastrofy. W efekcie wywołanego przez ambitnych nad możliwości „wodzów” konfliktu „starego” z „nowym” (współczesnym) z budowanego przez lata, jak w Europie, ambitnego i odpowiedzialnego sytemu demokratycznego pozostają zgliszcza. W relacjach między ludźmi podobnie jak z innymi państwami przeważa egoizm i nieufność przeradzające się w nienawiść a traktatowe pryncypia, umowy międzynarodowe, zbiory zasad, które powstały, by koszmar XX-wiecznej totalnej wojny nie zniszczył ponownie dorobku pokoleń, trafia szlag.

Jestem liberałem, ale wiem na pewno, że istnieją bardzo silne i potrzebne, niosące wiele fundamentalnych dla człowieka wartości uwarunkowania historyczne, kulturowe, społeczne i obyczajowe, które kształtują spójność razem żyjących i współpracujących ze sobą ludzi i jestem przekonany, że nie ma sprzeczności w podmiotowym traktowaniu i samodzielności jednostki z tzw. interesem zbiorowym, czy wspólnotą (choć nie wiadomo co to znaczy) wyrażaną przez ludzi ze sobą bliżej lub dalej związanych a zamieszkujących jedno terytorium, posługujących się wspólnym językiem i co może ważniejsze – wspólnym kodem kulturowym i od „zawsze” istniejącą emocjonalną i pragmatyczną potrzebą „bycia razem”. Więcej, uważam, że istnieje synergia między podmiotową, w pełni autonomiczną jednostką a zbiorowością, w której żyje i neutralizując przez odpowiedni system prawa skrajne, ekstremalne przypadki, jest to w systemach społecznych (stada), jak na razie, najwyższy stopień organizacji zbiorowości.

Patrząc na te zjawiska z polskiej perspektywy widać wyraźnie, jak nieracjonalne, szkodliwe i niebezpieczne, fałszywe we wszystkich aspektach są współcześnie te wszystkie dyrdymały o tradycyjnie rozumianej suwerenności, „wstawaniu z kolan”, „wyjątkowości” o nadrzędnych „racjach” i „interesach” narodowych czy nawet o tzw. „kulturze narodowej” (cokolwiek to znaczy), gdy przede wszystkim jesteśmy spadkobiercami i kontynuatorami kultury uniwersalnej (bez przymiotnikowej), system prawa i wartości mają charakter uniwersalny a najważniejsze problemy są globalne i nasze „być albo nie być” choćby średnio rozwiniętym, bezpiecznym społeczeństwem zależy od globalnej gospodarki i międzynarodowych, również „globalnych” sojuszy i porozumień. Ten fałsz i manipulacja rzuca się w oczy i boleśnie kuje. Boli rozumną jednostkę, jest nie do przyjęcia przez coraz szerszą, świadomą zachodzących procesów zbiorowość.

Jesteśmy „jedynie” a właściwie „aż” cząstką większej całości. Wszystkie inne „umocowania” naszego jestestwa współcześnie śmierdzą nieuctwem i ksenofobią i obrażają inteligencję i wiedzę świadomego człowieka. Bezpieczeństwo może nam zapewnić jedynie globalny, militarny sojusz Zachodu, czyli NATO i Zjednoczona Europa. Można zachwycać się polską gospodarką, w tym zdolnościami projektantów gier komputerowych czy koronczarek z Bobowa (choć pamiętajmy, że koronki do Polski przywiozła królowa Bona) ale przecież codziennie pijemy kawę uprawianą gdzieś bardzo daleko w pobliskiej sieciowej lub „miejscowej” kafejce, jeździmy samochodami produkowanymi w ramach kooperacji wielu przedsiębiorstw z dziesiątek krajów (choć mówimy o niemieckich autach czy „japończykach”), kupujemy gaz w Rosji, na Bliskim Wschodzie i Ameryce i tam też sprzedajemy produkowane u nas nawozy sztuczne, dzięki którym, „globalnie” ludzkość jest w stanie się wyżywić, jemy pasty, pizzę, owoce morza, Chateaubrianda i banany, w szkole zaś uczą o Homerze, Szekspirze, Newtonie i Kancie a w świecie wspominają o Miłoszu, Szymborskiej i Oldze Tokarczuk, bo zdobyli oni uznanie w świecie dzięki uniwersalnym wartościom, które niesie ich twórczość. Takie są podstawy naszego życia, myślenia i naszej przyszłości. W dodatku teoretycznie wszyscy się zgadzamy, że Jaś czy Magda urodzeni w Łodzi czy w kaszubskiej wiosce o swoim życiu i przyszłości powinni decydować sami.

Wszystko to sprawia, że niejednokrotnie odczuwamy większą więź emocjonalną i intelektualną z poznanym parę lat temu Francuzem, Hiszpanką, czy Holendrem, choć on uczył się wcześniej i „więcej” o Erazmie z Rotterdamu a my o Targowicy czy Janie Chryzostomie Pasku niż z sąsiadem z pobliskiej ulicy czy rodakami, przyjezdnymi jak ja w Ustce. Swobodny i powszechny przepływ ludzi i myśli niesie takie oczywiste konsekwencje. Różnice i podobieństwa stały się elementem stałym i powszechnym zarówno w skali państwa, jak i kontynentu czy całego globu. Po prostu jesteśmy przedstawicielami jednego gatunku i żyjemy różnie i podobnie zarazem. Nie ma „lepszych”, „gorszych” i „takich samych”. Kłopot i nieszczęście tkwi w tym, że jedni to rozumieją a drudzy z tym walczą, w dodatku dla indywidualnych, czysto partykularnych celów.

Zawłaszczone przez Kaczyńskiego państwo a przede wszystkim sam Kaczyński i jego grupka uprzedmiotowionych uzurpatorów jest naocznym obrazem pełnej kompromitacji i upadku realizowanej w praktyce idei państwa narodowego. Nie da się pogodzić współpracujących ze sobą wolnych i podmiotowych jednostek z tą zbieraniną mitów i kłamstw służących zdobyciu przez jednego gościa władzy nad całym państwem i milionami obywateli. Takie „państwo narodowe” w praktyce przede wszystkim pokazuje, że jest państwem „niepasującym”, „niekompatybilnym” (jak RP w XVIII w.) z innymi dominującymi trendami w Europie i na świecie a z „wsobnego” podwórka, jest tworem niesprawnym ale „narzucającym się”, zniewalającym, państwem „przymusu” z natury swojej autorytarnym, gdzie władza uzurpuje sobie realizację wyimaginowanych, wygodnych dla siebie a kompletnie bezużytecznych dla obywateli i pozostałych ludzi „narodowych celów”. Czyni to jedynie w języku propagandy, ponoć w imieniu Narodu, wiary i rodziny, co jest czystym pustosłowiem, bo wszystko robią wyłącznie w swoim własnym interesie znosząc wolność i podmiotowość pozostałych obywatelek i obywateli, choć mówią stale i głośno o „godności” i „podmiotowości”. To jest państwo wielowymiarowego kłamstwa.

Należałoby w tym miejscu napisać parę zdań o skrajnej niekompetencji i niesprawności polskiego „państwa narodowego” w rękach nacjonalistów, które mnoży jedynie problemy nie rozwiązując żadnego, ale PT Czytelnicy, wybaczcie, napisano o tym już tyle, że nie warto bić leżącego. Może dodam jedynie, że ta niesprawność i niekompetencja nie bierze się znikąd. Jest konsekwencją wyboru modelu państwa, bo za tym wyborem stoją określeni ludzie o określonych cechach, proweniencjach i deficytach zarówno wśród sprawujących władzę jak i w ich zapleczu. Jest to pewnego typu „układ zamknięty”, od którego nie można spodziewać się niczego innego, jak nieograniczonej pazerności, egoizmu i chęci władania nad innymi.

Ostanie tygodnie i aktualne działania „państwa narodowego” i jego władz z Kaczyńskim, starcem autokratą na czele w obliczu problemu uchodźców i emigrantów na naszej wschodniej granicy są tego jaskrawym dowodem. Choć problem ma charakter „szczegółowy” egzemplifikuje zagadnienie o wiele szersze i o podstawowym znaczeniu dla naszej (wszystkich) przyszłości. Jest to przykład czystej hipokryzji, zakłamania i nieadekwatności koncepcji państwa narodowego we współczesnym świecie. W imię źle i wąsko definiowanego interesu zbiorowego łamie ono przez siebie samodzielnie ustanowione i przyjęte prawo, decyduje się na okrucieństwo, niehumanitarne zachowania wobec ludzi, stoi w sprzeczności z przyjętymi i „niby” akceptowanymi przez siebie uniwersalnymi prawami człowieka i obywatela. Nie pomne doświadczeń rzesz Polek i Polaków emigrantów, myśli i dokonań społeczności międzynarodowej w tej dziedzinie, ignorując wyzwania bliskiej przyszłości państwo kłamie, zabija, poniża ludzi. Nachalną, podprogową propagandą budzi wśród swoich obywateli najniższe instynkty; lęki i strach przed innymi ludźmi, przesuwa granice dopuszczalnych zachowań tracąc raz na zawsze busolę moralną, kompromitując się i budząc wstyd wśród ludzi myślących. Grozi to demoralizacją, upadkiem, wojną, w skrajnym przypadku zagładą.

Sprzeczność leżąca w uniwersalnym; moralnym i prawnym nakazie respektowania praw KAŻDEGO człowieka, w tym obywateli naszego i innych państw a zachowaniem państwa wobec ludzi na polskiej granicy jest dla mnie wystarczającym dowodem na strukturalny, nierozwiązywalny konflikt idei Narodu i jego zbrojnej siły – państwa a interesem obywateli, którzy w sposób demokratyczny chcą kształtować jego organizację i realizować wspólne z innymi ludźmi cele. Staje się to w końcu nie do zniesienia i patrząc na to głębiej trudno nie zauważyć podstawowej tego przyczyny; nacjonalizmu wpisanego w strukturę państwa narodowego i nacjonalizmu jako wygodnego dla władzy arsenału mitów i pojęć służących manipulacji, by władzę zdobyć i utrzymać, nacjonalizmu w swej istocie sprzecznego z uniwersalnym charakterem przyjętych i powszechnie akceptowanych norm. Dlatego opowiadam się za federalną, demokratyczną Europą historycznych, nie etnicznych państw-regionów, gdzie tego typu groźne partykularyzmy byłyby strukturalnie minimalizowane.

Mówią, że wyzwania i problemy globalne należy rozwiązywać lokalnie biorąc pod uwagę specyficzne uwarunkowania i możliwości. Aby móc to czynić konieczna jest jednak globalna, większa niż lokalna organizacja, bo w przeciwnym razie lokalne egoizmy zniweczą cały trud. Postępująca agonia „państwa narodowego”, jego konwulsyjne, budzące wielkie zagrożenia podrygi, które na własnej skórze odczuwamy tu i teraz świadczą o tym najlepiej. Nie tędy prowadzi droga do pokoju, bezpieczeństwa i dobrostanu ludzi i planety.

1 Comment

  1. Pingback: PAWEŁ BUJALSKI

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s