foto: Gazeta
Napięcia i niebezpieczeństwo na granicy polsko-białoruskiej pokazały po raz kolejny, że w dzisiejszej Polsce nie ma polityków z prawdziwego zdarzenia. Niestety nie wiedzą co myśleć, co robić i co mówić nawet wtedy, gdy sytuacja wymaga powagi i odpowiedzialności. Smutne to bardzo i najgroźniejsze z tego wszystkiego, bo sami sprowadzamy na siebie gigantyczne niebezpieczeństwo. Jest to nic nowego, niestety. Nie nauczyliśmy się niczego z naszej powtarzanej historii! Ujawnia się to na dwóch, podstawowych, ściśle ze sobą związanych poziomach: politycznym i moralnym (aksjologicznym).
Politycznie: gdy sprawa dotyczy bezpieczeństwa i jednoznacznej prowokacji i agresji ze wschodu (Rosji i Białorusi) nie możemy być sami. Podstawowym obowiązkiem polityków (władzy) jest zapewnić nam trwałe, rzeczywiste sojusze, zapewnić w ich ramach współpracę i współdziałanie. Zagrożenie dla Polski ze strony imperialnej Rosji w naszym interesie musi być traktowane, jak zagrożenie dla Europy, ale żeby tak było musimy być postrzegani jako odpowiedzialny, kompatybilny, współpracujący z Europą (innymi państwami UE) kraj. Od trzydziestu lat, po latach i wiekach zacofania i protektoratu Rosji, zabiegaliśmy o to, o naszą podmiotową i lojalną obecność w Unii Europejskiej i NATO. Od czasu przejęcia władzy przez nacjonalistyczny, arogancki i niedemokratyczny PiS zerwaliśmy te związki, nadużyliśmy zaufania sojuszników, bredzimy o suwerenności i swojej „wielkości”, okłamujemy ich tak samo jak swoich obywateli i mimo „dyplomatycznych słów” tę możliwość straciliśmy. Kierujemy się ku wschodowi.
Czyha na nas współczesność; sąsiedzi, Unia, migranci, wróg wewnętrzny, niezależne od władzy media, sędziowie, homoseksualiści i weganie i jedyną obronną i ostoją polskości jest on, Kaczyński i jego niekontrolowana władza. Opozycja nie potrafi temu zaradzić. Żaden polski polityk nie jest w stanie w sposób dostatecznie przekonujący i jednoznaczny przeciwstawić się tej kaskadzie kłamstw, bo wolą podlizywać się i utrwalać nacjonalistyczne mity, niż mówić, jak jest. Jak w latach trzydziestych XX wieku jesteśmy słabi, śmieszni i sami.
Moralnie: to nie Polska jest najważniejsza ale ludzie, ich godność, wolność, bezpieczeństwo i dobrostan, w tym każdy człowiek oddzielnie. To podstawa wypracowanego przez wieki europejskiego świata wartości. Chcąc być w tym kręgu musimy to zrozumieć i przestrzegać. Traktowanie ludzi (migrantów i własnych obywateli) jak narzędzi, przedmioty które nam zagrażają temu przeczy w tak zasadniczy sposób, że nie da się uprawiać żadnej odpowiedzialnej polityki w obrębie UE i zachodniego świata. Tego jak widać w Polsce się nie rozumie i brakuje odważnego, który by te dwa aspekty połączył, uniknął dyskredytującej sprzeczności. Jedni świadomie, konsekwentnie i obrzydliwymi metodami (język wojny, gdzie wróg czyha na polskie kobiety i dzieci) chcą wzbudzić u ludzi strach i nienawiść do innych ludzi, bredzą o wyimaginowanych zagrożeniach, o „przetrwaniu”, by utrzymać i wzmocnić swoją władzę a drudzy, koniunkturalnie, nieprzekonująco zmieniając akcenty przytakują im ciągle łudząc się, że spodoba się to manipulowanym wyborcom. Powiecie, że tacy są… a są aż tak różni, że nie wiadomo „jacy są” naprawdę, być może w dużej części „nijacy”… natomiast wiadomo, bo to twarda wiedza, jakie są stosowane przez władzę metody manipulacji i indoktrynacji.
Albo jesteśmy w Europie w europejskim świecie wartości albo jesteśmy sami i wpadamy w ręce Rosji. I to jest realna polityka.
Nie słyszałem żadnej/żadnego polityka, który zachowałby się tak, jak należy w ostatnich dniach i tygodniach. Jeżeli chcemy nadal „być” w Europie, być bezpieczni i swobodnie realizować indywidualne i zbiorowe aspiracje i móc spojrzeć na siebie w lustro to musimy być wierni wartościom i przestrzegać prawa, co w tym konkretnym przypadku znaczy akceptować i szanować godność i prawa innych, przyjmować migrantów potrzebujących pomocy lub nam potrzebnych i ewentualnie w uzasadnionych przypadkach deportować zagrażającym naszemu bezpieczeństwu w cywilizowany sposób do swoich krajów. Co więcej, większość ludzi, jak w jakimś śnie, malignie, gubi się w tym wszystkim, bo politykom zostawili myślenie i ocenę spraw. Strach pomyśleć, kiedy znowu się obudzimy.