Kilka miesięcy temu Belka, Orłowski, Hausner, Bauc, Grabowski i inni polscy ekonomiści powiedzieli wprost lub dali do zrozumienia, że tak naprawdę władza straciła kontrolę nad wartością pieniądza i finansami publicznymi. Przejawia się to właśnie w tym, co w lipcu zrobiła Rada Polityki Pieniężnej. Każda jej decyzja byłaby zła.
Rada podniosła kolejny raz stopy procentowe; mniej niż ostatnio i mniej niż się spodziewał rynek i zrobili sąsiedzi z regionu pewnie po to, by podtrzymać malejący wzrost gospodarczy i pojechała na wakacje. Wróci we wrześniu. Złotówka od miesięcy traci i będzie tracić na wartości a cena długu państwowego i prywatnego rośnie. Inflacja też rośnie od co najmniej ponad roku i będzie rosła, bo jest dużo dodrukowywanego i rozdawanego „pustego pieniądza”, drożeją towary z importu (np. ropa) i jest ponad dwa razy wyższa niż najwyższe od blisko 20 lat stopy procentowe NBP. Rosną ceny, raty kredytów, spadają inwestycje, przejadane są i tracą na wartości oszczędności. Nie ma pieniędzy, i tak i tak zbliżamy się do recesji, dług publiczny (budżetowy i poza budżetowy) i jego obsługa mimo inflacji (wyższe przychody budżetu) stale rośnie.
Tak źle w wolnej Polsce jeszcze nie było, bo w latach 90-tych inflacja dzięki reformom oraz działaniom rządów i NBP spadała (z wyjątkiem rocznego okresu tzw. kryzysu rosyjskiego z okolic 2000 roku) a PKB rósł a teraz inflacja rośnie i zbliża stagflacja.
Rada Polityki Pieniężnej NBP po 20-tu latach pracy i wysiłku gospodarczego całego społeczeństwa osiągnęła swój cel utrzymania stabilności wartości złotówki ( inflacja ok. 2,5%) w latach 2012/13 ale czasy stabilności się skończyły i od 2019 roku inflacja skokowo rośnie, by w czerwcu 2022 roku osiągnąć poziom z przełomu 1997/98 roku – zapomniane i bardzo wysokie, zapowiadające zapaść gospodarczą ponad 15,6%. Ekonomiści są pewni, że to nie koniec wzrostów. Prognozy NBP mówią o możliwości przekroczenia 26% w I kwartale przyszłego roku.
Ludzie w większości tych ekonomicznych zjawisk nie rozumieją. Glapiński i władza w dodatku kłamią mówiąc, że wzrost cen nie ma znaczenia, bo rosną wynagrodzenia i rozdawane są dodrukowywane pieniądze. Odwrotnie – wyższy popyt (wyższe pensje i inne „plusy”) zwiększą i tak zabójczo wysoką inflacje a spadek wartości pieniądza powiększy lukę między zarobkami w Polsce a zarobkami tych, co pracują w krajach Unii Europejskiej. Relatywnie będziemy coraz biedniejsi a wiele rodzin przekroczy granicę ubóstwa.
Mechanizm jest prosty. Mimo wzrostu płac i „pustego pieniądza” coraz więcej ludzi nie będzie stać na coraz droższe najpierw lepsze jedzenie i ciuchy, później wakacje i jazdę autem, w końcu na opłacenie rachunków za mieszkanie, prąd, gaz i wodę, raty kredytów i codzienne jedzenie. Firmy produkcyjne i usługowe nie będą miały komu sprzedać swoich towarów i usług i będą zmuszone zwalniać ludzi… Część z nich zbankrutuje. Nie będą powstawać nowe. Nie będzie pracy i pensji.
Nie ma też planu, jak z tej sytuacji wyjść. Władza nie trzyma steru w rękach, rządzą sprzeczne, wykluczające się wektory sił. Niesie nas fala realnego populizmu, prymatu ideologii, propagandy i zwyczajnego, codziennego kłamstwa. Jedynym celem rządzących i podporządkowanemu im NBP było zdobycie a teraz jest utrzymanie władzy za wszelką cenę, bo w innym przypadku grożą im kary za łamanie prawa, nadużywanie władzy i zwykłe złodziejstwo. Za kłamstwa, puste słowa, cynizm i fobie Kaczyńskiego i jego ludzi teraz zapłacimy wszyscy.
Tytuły w niezależnych mediach, wypowiedzi polityków z opozycji, eksperci i memy w portalach społecznościowych obciążają przede wszystkim za ten stan rzeczy prezesa NBP Adama Glapińskiego. Słusznie, ale cudów nie ma… Winny jest system władzy, który łamiąc wielokrotnie prawo narzucił i stosuje w praktyce Kaczyński ze swoimi ludźmi. „Glapa” jest „tylko” jednym z nich. Tak musiało się stać. To zerwanie przez Kaczyńskiego z kontrolowanym przez prawo, niezależne instytucje i opinię publiczną demokratycznym systemem sprawowania władzy i wprowadzenie nacjonalistycznej wersji autorytaryzmu opartej na populizmie jest podstawowym powodem postępującej zapaści.
Na Facebooku można przeczytać: Dr Jarosław Bauc, minister finansów w rządzie Jerzego Buzka, obecnie członek Rady Nadzorczej Banku BNP Paribas pytany o diagnozę inflacji ostro krytykuje Narodowy Bank Polski:
„Chciałbym żebyśmy od początku mieli jasność, że inflacja w Polsce nie wzięła się od Putina, nie wzięła się od pandemii. Jest skutkiem tylko i wyłącznie polityki NBP wspieranej przez rząd i polityki rządu wspieranej przez NBP. Powiem ostrzej – inflacja jest efektem łamania prawa przez NBP i jego prezesa.” A dalej:
„Bank centralny zawsze może zrealizować postawiony cel inflacyjny. Pytanie, czy chce to robić, czy nie? To, że teraz doświadczamy prawie 16 proc. inflacji jest tylko i wyłącznie zaniedbaniem i winą NBP, który nie realizował polityki pieniężnej, za co jest konstytucyjnie odpowiedzialny, lecz politykę gospodarczą rządu, co stanowi łamanie Konstytucji przez NBP.”
„NBP nie działał niezależnie, ale jako agenda rządu czy nawet rządzącego PiS i nie zajmował się kontrolą poziomu cen, lecz tym, jak zasilić budżet oraz jak wykreować pusty pieniądz poprzez na przykład skup obligacji rządowych za pośrednictwem państwowych instytucji. Tym działaniem zresztą wprost złamał art. 220 ust. 2 Konstytucji, który zakazuje „pokrywania deficytu przez zaciąganie zobowiązań w centralnym banku państwa”.
Tyle dr Bauc, ale przecież to nie koniec świata… Będzie jeszcze gorzej.
Za rok skumulowana inflacja za ostatnie 3 lata prawdopodobnie sięgnie 30-40, jeżeli nie więcej, procent (będziemy o połowę biedniejsi), wartość złotówki przebije dzisiejsze dna, dług państwowy przekroczy wszystkie dotychczasowe granice. To dopiero zapowiedź nadchodzącej katastrofy. Dzisiejsze (lipiec 2022)16-17% rocznej inflacji, wojna w Ukrainie, koszty źródeł energii, nadchodząca zima (okres grzewczy) i recesja w gospodarce europejskiej a przede wszystkim pełne podporządkowanie instytucji i całego państwowego sektora gospodarki interesom grupowym ludzi z rządzącej partii osiągnięte dzięki od lat rozbudzonym oczekiwaniom społecznym i masowemu rozdawnictwu publicznych pieniędzy bez sprecyzowanego, społecznego celu i bez sensu innego niż zdobycie i utrzymanie władzy to jest początek a nie koniec kłopotów finansowych, społecznych i gospodarczych jak chcą niektórzy czy nawet bankructwa/niewypłacalności państwa, jak mówią inni.
Jak znam i rozumiem mechanizmy działania PiS-u będą chcieli utrzymać dotychczasową politykę „kupowania głosów” i wykorzystać ją do wygrania wyborów, co tylko pogłębi wymiary postępującej katastrofy. Trudno o pozytywny i zarazem racjonalny scenariusz. Niemniej trzeba zdawać sobie z tego sprawę.
Uderzy ona przede wszystkim w ludzi żyjących ze swojej pracy i swojego kapitału. Jest ich w Polsce stosunkowo niewiele, ledwie ich liczba przekracza 50%. To Ci ludzie najpierw walczyli o wolność a później zbudowali względny dostatek ostatnich dwóch dekad, swój i całego państwa a teraz poniosą koszty rządów partii, na którą w większości nie głosowali. Ci ludzie też, co by nie zdarzyło się w przyszłości, mają świadomość, że będą nasz kraj odbudowywać i pracować, by utrzymać swoje rodziny, zapewnić start w przyszłość swoich dzieci, opiekować się rodzicami, którzy stracili już siły i dopadły ich choroby starości. Będą płakać i płacić, ale nie chcą być oszukiwani i mamieni.
PiS nie na nich opiera i będzie opierać swoją władzę. Szczegółowe analizy elektoratów nie pozostawiają złudzeń. To jest prawdziwy dramat i z demokracją nie ma nic wspólnego. Tego strategicznego wyboru dokonał Kaczyński stosunkowo dawno i podporządkował mu w pełni swoją politykę prowadzącą do zawłaszczenia państwa i spełnienia jego marzeń o samodzielnej, niekontrolowanej władzy. On oparł się na „pozostałych” blisko 50 procentach. Nazwał ich „wykluczonymi”, pozbawionymi „godności”, obudził resentymenty, odwołał się do kompleksów, niejasnych, opartych na mitach, ale żywych „narodowych tradycji”, w tym przede wszystkim do religijności konserwowanej przez swojego najsilniejszego sojusznika – hierarchiczny kościół. Nie trzeba tu geniuszu – to elementarz dla nacjonalistycznych populistów. Wystarczy cynizm i współczesne narzędzia manipulacji a później publiczne pieniądze, by dzięki kłamstwu budować swoją pozycję, kupować głosy, szerzyć propagandę i opłacać klakierów.
To było i jest bardzo kosztowne. Płacimy za to rosnąca inflacją, niekompetencją rządzących, słabą złotówką, utratą zaufania i pozycji międzynarodowej, konfliktem z Unią oraz niewyobrażalnie kosztownymi zaniechaniami i błędami ostatnich siedmiu lat. Ale niestety to dopiero początek. Wygląda na to, że teraz nadchodzi czas płacenia skumulowanych rachunków. Zapłacimy my, nie ma innego wyjścia, ale też my, mamy świadomość, że możemy liczyć tylko na siebie, bo pozostali, uzależnieni emocjonalnie i finansowo od przejętego przez PiS państwa zagłosują na tych, którzy „im dają”. A to, że „dają im”, to co my wypracujemy, nie ma dla nich najmniejszego znaczenia.
Konieczna jest nasza determinacja, zjednoczenie opozycji i zrozumienie grozy postępującej katastrofy. Konieczna jest odpowiedzialność a to w tym przypadku znaczy mówienie jak jest i przyjęcie na siebie kosztów odbudowy. Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, ale to jedyny pozytywny scenariusz.
„Ja nie mam nic, ty nie masz nic – zbudujemy fabrykę” – ten dialog z „Ziemi obiecanej” i rzeczywisty oddech wolności i solidarności dawał energię i przyzwolenie na reformy początku lat 90-tych. Teraz, po 7 latach dewastacji i rozboju, skala zmian, które muszą nastąpić jest podobnie wielka ale gotowość do nich i społeczna atmosfera są zupełnie inne.
Trzeba rozpisać nasz powrót do demokracji i odpowiedzialności na etapy, być „nie po polsku” konsekwentnym, zjednoczonym, gotowym na porozumienie i przyjęcie planu działań najpierw przez opozycję, przywództwo a potem przez nas, miliony ludzi, którzy zgodzą się na ten plan, konieczne wyrzeczenia, poniesienie kosztów, zaciśnięcie pasa. Wymaga to racjonalności, dalekowzroczności i redukcji osobistych ambicji z jednej strony ale też odwagi, by mówić „niechcianą” prawdę o rzeczywistej sytuacji i czekających nas zadaniach.
Nie można mamić, kłamać i rzucać pustych słów na wiatr, który wieje w żagle populistów. W innym przypadku zwyciężą ponownie zakorzenione w głowach łatwo wpadające w ucho kłamstwa i pustosłowie Kaczyńskiego a cenę za to i tak i tak zapłacimy my.
Zainteresowanych historią upadku wartości pieniądza Polska 2022 odsyłam do tekstu Instytutu Myśli Liberalnej Ryszarda Petru: https://instytutmysliliberalnej.pl/wp-content/uploads/2022/07/Jak-Zdusic%CC%81-Inflacje%CC%A8-Instytut-Mys%CC%81li-Liberalnej.pdf?fbclid=IwAR22ZaznkIve_INGUolw9Lq3zt-pzvceCseffWz9DO0qhrFYaAf26HTB-q0