Spotkałem się z takim oto określeniem Rosji Putina – „Jest to system władzy twardy ale też zarazem kruchy, bo dzieją się podziemne procesy w strukturze społecznej ale również w strukturze władzy, które nie wiadomo dokąd doprowadzą; kiedy i co się stanie. Od rozpadu po konsolidację.” Inaczej mówiąc, za Timothy Snyderem, gdy sukcesja władzy nie ma charakteru demokratycznego, nie opiera się na stałych, powszechnie akceptowanych zasadach to rodzi się niepewność, lęk przed jej utratą i konsekwencjami z tego powodu. Władza mimo pozornej siły i trwałości pod wpływem ewentualnych wewnętrznych lub zewnętrznych okoliczności staje się krucha, jak zmrożony do zbyt niskich temperatur metal. Zmniejsza się i pęka.
Choć nie wiadomo kiedy to się stanie, stanie się na pewno. Będzie to proces burzliwy, krótkotrwały, struktura skruszy się i rozsypie. Tak było w czasie rewolucji bolszewickiej i w czasie rozpadu związku sowieckiego.
Pomyślałem sobie: jak się ma do tego system władzy budowanej przez Kaczyńskiego w Polsce. Pierwsze, co przyszło mi do głowy, rzekłbym błyskawicznie, na zasadzie prostych skojarzeń; chaos i ambiwalencja. Zaraz później; to jest system ani twardy, ani kruchy.
Żyjemy w państwie i systemie „na niby”. Pisałem o tym a tekście „Podwójne państwo” na tym blogu: https://pawelbujalski.blog/2020/11/24/27-04-2020-podwojne-panstwo/. Fikcja miesza się z rzeczywistością. Słowom i pojęciom nadaje się nowe znaczenia, co uniemożliwia skuteczną komunikację społeczną i nazwanie rzeczy. Konstytucja jest ustawą zasadniczą, najwyższym prawem a zarazem nie są przestrzegane jej zapisy. Władza tworzy wygodne dla siebie jej interpretacje, co budzi zrozumiały sprzeciw i wzburzenie w uniwersytetach, wśród części obywateli i polityków opozycji, ale większość niewiele z tego rozumie. Przytaczany jest cytat z filmu Stanisława Barei: „Nie mam twojego płaszcza i co mi zrobisz?” – odpowiada szatniarz klientowi.
Jesteśmy członkiem Unii Europejskiej a władze zachowują się tak, jakbyśmy do Unii nie należeli. Według nich rano nam Unia pomaga, wieczorem szkodzi. Jesteśmy w Unii tak, jakbyśmy nie byli. Premier jest nominatem prezesa rządzącej partii, który ma nieograniczoną, zagwarantowaną zaakceptowanym przez sąd statutem skrajnie niedemokratycznej partii, który jeszcze w dodatku jest wicepremierem, teoretycznie podwładnym w rządzie tego swojego nominata i choć do pracy nie przychodzi, to jest takim „niby premierem”, co rządzi i nie rządzi zarazem. Podobnie zresztą jak premier – nominat.
Wybory parlamentarne i prezydenckie, co prawda, się odbyły, ale trudno im przypisać walor – demokratyczne. Te ostanie odbyły się w terminie niekonstytucyjnym, wygodnym dla władzy, nie była też zachowana równość stron. Odbyły się w czasie niewprowadzonego stanu klęski żywiołowej, bez debaty w telewizji, w zasadzie bez kontroli ich finansowania, ale z przyzwoleniem i udziałem świadomej tej sytuacji opozycji. Choć wygrał kandydat-nominat Kaczyńskiego, postać groteskowa, bez znaczenia, to mimo wszystkich manipulacji i widocznej gołym okiem nierówności stron poparcie społeczne rozłożyło się 1:1, pół na pół.
Parlament nie działa, trójpodziału władz nie ma, sędziom odbiera się immunitety za ogłaszane wyroki, gospodarka nawet mimo trwającej epidemii się kręci, na ulicach odbywają się wielotysięczne protesty, policja i służby są coraz bardziej agresywne… Są jednak sądy i wyroki, które nadal torpedują zamierzenia władzy wsadzenia kogoś do aresztu czy więzienia. Poparcie dla władz nadal sięga 30-35% ale opozycja parlamentarna i poza parlamentarna może spodziewać się podobnego poparcia i wszystko wskazuje na to, że kolejne wybory będą „tym bardziej” niedemokratyczne. Przyznacie, że chaos i ambiwalencja narzucają się natychmiast, gdy spróbujemy spojrzeć na całość z jakiegoś, nawet niewielkiego dystansu.
Obawiam się jednak, że ten chaos i ambiwalencja, „ani twarde, ani kruche”, wbrew pozorom mogą być stosunkowo trwałe. Taki stan „na niby” ma swoją siłę inercji, siłę trwania przez swoje rozmazanie konturów i odpowiedzialności. Ten system ma wpisane w siebie groźne i śmieszne zarazem brak powagi i groteskowość. Pozory demokracji powodują, że opozycyjnie nastawiona część opinii publicznej winą za ten stan rzeczy obciąża partie opozycyjne, co skutecznie ułatwia rządzącym trwanie i zbudowanie silnej przeciwwagi. Sojusz Kaczyńskiego z „matką kościołem” daje mu rozgrzeszenie i możliwość epatowania językiem symboli i wartości religijno nacjonalistycznych przyjmowanych dogmatycznie przez, co prawda z każdym rokiem mniej liczny, ale zawsze wierny lud.
Obawiam się, że taki lekki, letni autorytaryzm i despotyczne rządy jednej partyjno-mafijnej ekipy mogą potrwać dłużej i są względnie stabilnym systemem braku systemu. Taki PRL bis z modyfikacjami i większymi niż wtedy koneksjami dla ograniczonej, pozornej wolności.
Ale na koniec trzeba przestrzec: „chaos i ambiwalencja” niszczy państwo, niszczy spójność społeczną i więzi i prowadzi najpierw do osłabienia a później nawet do upadku. I nie jest to nic nowego w naszej historii.